Kilka tysięcy Polaków przestało przekazywać pieniądze na charytatywno-opiekuńczą działalność Kościoła po tym, jak fiskus mocno ograniczył fikcyjne darowizny - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Jeszcze dwa lata temu Polacy chętnie korzystali z możliwości odliczenia darowizn na Kościół. Pozwalało to w szybki i prosty sposób uciec przed wysokimi podatkami. Dlatego gdy kilka lat temu Naczelny Sąd Administracyjny potwierdził, że darowizny można odliczać bez limitu i bez spełnienia jakichś specjalnych warunków, w Ministerstwie Finansów zawrzało.
Zwłaszcza, że parafie rutynowo wystawiały potwierdzenia darowizny na żądane przez podatników kwoty za 10 proc. wynagrodzenia. Zadowoleni byli i podatnik i parafia.
Darowiznę można było wyliczyć tak, że pokrywała i podatek i to, co rzeczywiście otrzymywał ksiądz.
Tylko przez bank
Aby ukrócić proceder, fiskus w 2006 r. wprowadził obowiązek przekazywania darowizn tylko za pośrednictwem rachunków bankowych.
Liczba darczyńców spadła niemal o połowę. Polacy szybko nauczyli się omijać ten warunek. Pieniądze wpłacone na konto po potrąceniu prowizji wracały w gotówce do darczyńcy.
Fiskus zaczął z bezwzględnością egzekwować od podatników sprawozdania z wykorzystania przez parafię pieniędzy - nie będzie rozliczenia parafii z przekazanych funduszy, nie będzie odliczenia. W ten sposób skończyło się lawirowanie, a zainteresowanie odliczaniem nielimitowanych darowizn spadło.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Stachowski/sxc.hu