Przyczyną niepłodności jest „kultura antykoncepcyjna”, rozwiązłość i zbyt późne decydowanie się na dziecko. Dlatego zamiast in vitro należy promować rezygnację z takich zachowań oraz leczenie – stwierdził w rozmowie z KAI abp Henryk Hoser. – To zaklinanie rzeczywistości i przejaw hipokryzji Kościoła – komentuje dla tvn24.pl ginekolog dr Grzegorz Południewski
W wywiadzie dla KAI Przewodniczący Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski do spraw Bioetycznych abp Henryk Hoser postulował stworzenie narodowego programu zapobiegania i leczenia niepłodności.
Winna "kultura antykoncepcyjna"
- Zamiast inwestować ogromne pieniądze w ryzykowne techniki w rodzaju in vitro, lepiej przeznaczyć je na leczenie zdrowia osób mających kłopoty z płodnością. Spowoduje to, że wiele małżeństw, które były niepłodne, staną się płodne i będą mogły cieszyć się dziećmi – wyjaśnił arcybiskup.
Zdaniem abp. Hosera wzrost niepłodności występuje przede wszystkim w krajach technicznie rozwiniętych i przeżywających „mutacje kulturowe związane z przyjęciem kultury antykoncepcyjnej”.
Nieodpowiedzialny seks przyczyną niepłodności
- Najpoważniejszą przyczyną narastającej niepłodności są zachowania w zakresie płciowości ludzkiej, jakie są dziś promowane w postaci nieodpowiedzialnego „uprawiania seksu” A są to: wczesne podejmowanie życia seksualnego i częste zmiany partnerów. Do tego dochodzi trwające przez lata niszczenie płodności poprzez antykoncepcję systemową: hormonalną bądź śródmaciczną – uważa arcybiskup.
Dlatego – zdaniem arcybiskupa – po pierwsze należy zmniejszać ryzyko wynikające z powyższych zachowań, po drugie – zastosować „odpowiednie” leczenie. Jakie, nie sprecyzował. - Skuteczność takiego leczenia obecnie jest o wiele większa niż reprodukcja in vitro. Na dodatek nie rodzi to żadnych kłopotów natury etycznej i nie ma skutków ubocznych - wyjaśnił.
Ginekolog: to bzdury
Grzegorz Południewski, ginekolog położnik z Centrum Leczenia Niepłodności Gameta, nie zostawił suchej nitki na stanowisku arcybiskupa. – To bzdury. Po pierwsze, coraz częściej, bo już w 40 procent przypadków, para nie może mieć dziecka z powodu niepłodności partnera. Brak odpowiedniej ilości plemników trudno wiązać z antykoncepcją hormonalną czy rozwiązłością! - prostuje lekarz. - Po drugie, wykonane w 2002 roku w Stanach badania pokazały, że kobiety stosujące pigułki antykoncepcyjne wcale nie miały po odstawieniu większych problemów z zajściem w ciąże niż te, które jej nie stosowały – dodaje.
"Zaklinanie rzeczywistości i hipokryzja"
Według Południewskiego nie wszystkie przypadki niepłodności dadzą się wyleczyć metodami akceptowanymi przez Kościół. Należy do nich na przykład coraz częstszy u mężczyzn brak wystarczającej ilości plemników – jeśli jest ich mniej niż milion w porcji nasienia, pomoże tylko in vitro.
- Dlatego takie oświadczenie to zaklinanie rzeczywistości i przejaw hipokryzji Kościoła, dla którego doktryna jest ważniejsza od szczęścia z posiadania zdrowych dzieci – podsumowuje Południewski.
"Późniejsza inicjacja i wcześniejsze decydowanie się na dziecko"
Pod tym stwierdzeniem nie podpisałby się natomiast, były krajowy konsultant ginekologii i położnictwa prof. Bogdan Chazan. Według niego idea narodowego programu zapobiegania i leczenia niepłodności to świetny pomysł. - Działania wobec młodego pokolenia powinny być skoncentrowane na zapobieganiu nałogom, chorobom przenoszonym drogą płciową oraz opóźnianiu inicjacji seksualnej oraz przekonywanie małżeństw i kobiet, by nie odwlekały zbytnio posiadania dziecka.
"Zdrowie domeną nauki, nie episkopatu"
Z kolei prof. Marian Szamatowicz z Kliniki Ginekologii Akademii Medycznej w Białymstoku, który w 1987 r. dokonał pierwszego w Polsce zabiegu in vitro podkreślił w rozmowie z KAI, że zapłodnienie pozaustrojowe jest niekiedy jedyną szansą na narodziny dziecka. - Programy zdrowotne powinny być tworzone przez świat nauki, natomiast, niestety w polskich warunkach chce je tworzyć Episkopat – ocenił lekarz.
Źródło: tvn24.pl, KAI
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu, PAP\PAweł Kula