Będziemy starali się robić wszystko, żeby nikt na przysłowiowej karetce czy na podjeździe do szpitala nie zmarł - mówił w piątek w TVN24 Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Dodał, że "z zaskoczeniem" przyjął czwartkową konferencję premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego o kolejnych obostrzeniach.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o 34 151 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. To najwyższy dobowy przyrost zakażeń w Polsce od początku pandemii. Resort przekazał też informację o śmierci 520 osób, u których stwierdzono SARS-CoV-2. W Polsce koronawirusa potwierdzono dotychczas u 2 154 821 osób, z których 50 860 zmarło. W czwartek na konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosili nowe obostrzenia.
"Podwójny problem z COVID-em"
Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, poinformował, że jego placówka jest w tej chwili pełna. - Tych pacjentów niecovidowych mamy coraz mniej z uwagi na fakt, że aktualnie na terenie Szpitala Uniwersyteckiego jest już ponad 400 łóżek covidowych, które, jak wiemy, tworzone są z łóżek niecovidowych, ale nie w systemie jeden do jednego - powiedział. Wyjaśnił, że dzieje się tak, aby stworzyć bezpieczne warunki pracy dla personelu, np. zabezpieczyć śluzy wejściowe, miejsce do przebrania i tym podobne. Dodał, że w najbliższych dniach pojawią się dodatkowe łóżka dla pacjentów z COVID-19, a łącznie w szpitalu jest tysiąc łóżek.
- Jednostki takie jak szpital uniwersytecki mają problem z COVID-em podwójny. Z jednej strony oczywiście nie wyobrażamy sobie nieudzielania świadczeń dla pacjentów covidowych, szczególnie tych wysoko specjalistycznych, bo rzeczywistość pokazała, że mamy kobiety rodzące z COVID-em, mamy udary u pacjentów z COVID-em, mamy obrażenia wielonarządowe u pacjentów z COVID-em, ostre zespoły wieńcowe u pacjentów z COVID-em. Jest więc połączenie dwóch problemów - z jednej strony specjalistyki, z drugiej opieki nad pacjentem covidowym - stwierdził dyrektor.
Zapewnił, że personel stara się tak zabezpieczać pacjentów, żeby nie dochodziło do zakażeń w szpitalu. - Udaje nam się to bardzo dobrze - powiedział. - W tym okresie pandemii uniknęliśmy jakichś większych problemów w kategorii ognisk wewnątrzszpitalnych - dodał.
"Jest mi głupio patrzeć czasami w lustro"
Wyjaśnił, że oddziały mają odrębne windy, drogi komunikacji, obszary diagnostyki. - To wszystko jest tworzone ogromnym wysiłkiem pracy. Czasami stajemy na głowie. Już osiągnęliśmy tytuł co najmniej magistra w zakresie budownictwa i reorganizacji powierzchni szpitalnych - ocenił. Przykładowo budowane są śluzy ze ścianek styropianowych składanych z modułów.
- Cały czas robimy coś, czego mi brakuje w naszej globalnej strategii walki z COVID-em. My cały czas myślimy krok do przodu - zapewnił. Dodał, że do walki z wirusem są zaangażowani też lekarze innych specjalizacji, np. neurochirurdzy.
Zdaniem Jędrychowskiego "mamy niestety niedobrą tendencję, żeby było coraz więcej łóżek, coraz więcej respiratorów, coraz więcej wszystkiego, a gdzieś po drodze zapominamy o tym, żeby to wszystko, co jest tworzone było tworzone jednak z zachowaniem minimalnych standardów bezpieczeństwa dla pacjentów i dla lekarzy".
- Ja nie jestem medykiem, mam przyjemność pracować z cudownymi medykami. My możemy tych ludzi cisnąć naprawdę do granic niemożliwości i ja to robię. Ja wiem, że to robię i każdego dnia jest mi głupio patrzeć czasami w lustro, że ja proszę ich o jeszcze więcej, ale daję im w zamian jedną rzecz. Daję im w zamian możliwość pracy w bezpiecznych warunkach z zachowaniem nieprzekraczalnej granicy, że jeżeli oni mówią "panie dyrektorze, to będzie za dużo, nie możemy jeszcze mniej pielęgniarek na danym oddziale mieć" czy "proszę nie prosić nas o to, że wstawimy respirator do oddziału, który nie jest na to przygotowany" to ja tego nie robię - zapewnił.
"To jest w państwa rękach"
Ocenił, że czeka nas to, że zabraknie łóżek dla pacjentów. - Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, czyli kolejne oddziały, wstrzymaliśmy przyjęcia planowe, będziemy przekształcać tyle ile możemy w oddziały covidowe, będziemy robić dostawki. Będziemy starali się robić wszystko, żeby nikt na przysłowiowej karetce czy na podjeździe do szpitala nie zmarł - mówił dyrektor szpitala.
- Niestety statystyki są zatrważające. Ostatnia doba to jest 35 przyjęć do szpitala uniwersyteckiego, ale niestety aż 11 zgonów. Naprawdę uważajmy na siebie. Z zaskoczeniem przyjąłem wczorajszą konferencję (premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego - red.). Liczyłem, że usłyszę coś konkretnego. Ja wczoraj nie usłyszałem nic konkretnego. Usłyszałem kilkadziesiąt minut ogólnych stwierdzeń dotyczących pandemii i mówienia okrągłych zdań, a na końcu coś, co my tak naprawdę w jakimś stopniu od pewnego momentu robimy - powiedział.
Zaapelował o to, aby pomóc szpitalom "przetrwać te nadchodzące święta i nadchodzące tygodnie". - To jest w państwa rękach. Mam wrażenie, że tego typu apele do społeczeństwa dużo więcej działają niż lockdowny i mówienie okrągłych rzeczy, które nie mają za wiele potem przełożenia na rzeczywistość - podsumował Jędrychowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24