Eksperci od kilku tygodni w krajach europejskich obserwowali narastanie zachorowań na COVID-19, więc należało się spodziewać, że prędzej czy później podobna sytuacja pojawi się również w Polsce - mówił w "Faktach po Faktach" immunolog i pediatra doktor Wojciech Feleszko. Jak dodał "widać determinację rządu, żeby zaostrzać środki, które zostały rozluźnione w okresie lata".
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w sobotę o 5300 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. To najwyższy dobowy bilans od początku epidemii. Resort przekazał też informację o śmierci 53 osób zakażonych. Łącznie w Polsce infekcję koronawirusem potwierdzono u 121 638 osób, spośród których 2972 zmarły.
Minister zdrowia Adam Niedzielski tłumaczył w piątek w programie "Sprawdzam" w TVN24, że wysokie dobowe bilanse nowych zakażeń z ostatnich dni są efektem dwóch zdarzeń: powrotu do normalności po 1 września i obniżenia dyscypliny społecznej. Przyznał "bardzo po ludzku", że "nie mamy wszystkiego pod kontrolą".
Immunolog: spodziewaliśmy się, że jesienią będzie gorzej
Jego słowa skomentował w sobotnich "Faktach po Faktach" immunolog i pediatra doktor Wojciech Feleszko.
- Wszyscy się spodziewaliśmy tego, że jesienią będzie gorzej - stwierdził. Jak zauważył, pojawiały się "pochopne życzenia, mówiące o tym, że w niektórych klimatach, w niektórych temperaturach, latem będzie troszkę lepiej".
Zdaniem doktora Feleszki mniejszy bilans zakażeń w trakcie wakacji wynikał z tego, że "więcej czynności wykonywaliśmy na zewnątrz, nie gromadziliśmy się w zamkniętych pomieszczeniach, nie były tak powszechne wesela, czy imprezy w klubach, które w ostatnich tygodni się nasiliły". - My jesteśmy świadkami też jako pracownicy uczelni tego, że niektórzy studenci bardzo hucznie świętowali rozpoczęcie roku akademickiego, no i efekt jest oczywisty - grupy studentów są zdziesiątkowane zakażeniami koronawirusa - wskazał gość TVN24.
Jak dodał, eksperci od kilku tygodni w krajach europejskich obserwowali narastanie zachorowań. - Więc należało się spodziewać, że prędzej czy później podobna sytuacja pojawi się również w Polsce - oznajmił.
"Nie wyprodukujemy nagle kilku tysięcy lekarzy"
- Widać determinację rządu, żeby zaostrzać środki, które zostały rozluźnione w okresie lata. I to napawa optymizmem - ocenił gość "Faktów po Faktach".
- Z drugiej strony jeżeli rząd mówi, że będziemy zwiększali ilość łóżek przeznaczonych do leczenia pacjentów z COVID-em, to trzeba pamiętać, że to nie jest tak, że my nagle wyprodukujemy kilka tysięcy lekarzy, którzy będą tych chorych leczyli - zwrócił uwagę. Jak podkreślił, "to będą doktorzy, którzy będą przesunięci z innych miejsc, często specjaliści bardzo wysoko wykwalifikowani w innych obszarach, którzy będą musieli odejść od swoich dotychczasowych obowiązków po to, by zająć się pacjentami zakażonymi koronawirusem".
Jak zapewnił pediatra, sytuacja w szpitalach dziecięcych jest znacznie lepsza, są one bardziej wydolne. Zaznaczył jednak, że w placówkach internistycznych przeznaczonych dla dorosłych "sytuacja zaczyna przypominać sytuację z Włoch z marca czy kwietnia".
"Jeżeli chodzi o szkoły, jest więcej znaków zapytania niż odpowiedzi"
W związku z rosnącą dynamicznie w ostatnich dniach liczbą dobowych zakażeń koronawirusem pojawiły się pytania o powrót do nauki zdalnej szkół, tak jak miało to miejsce przed wakacjami. Pytany o to na sobotniej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki powiedział, że na razie nie widzi takiej konieczności.
- Jeżeli chodzi o szkoły, jest więcej znaków zapytania niż odpowiedzi - stwierdził Feleszko. Przypomniał, że przed wakacjami otwarte zostały szkoły w kilku krajach europejskich i nie obserwowano wówczas wzrostu zachorowań. - Myślę, że tym też kierowaliśmy się, otwierając szkoły w Polsce. Ja byłem jednym z adwokatów tego rozwiązania, mówiąc, że dzieci rzeczywiście mniej transmitują wirusa - wskazał.
"Jesteśmy w trakcie wielkiego eksperymentu"
Przekonywał, że "na dzień dzisiejszy nie mamy jasnej odpowiedzi". - Traktowanie szkół w jednym worku to nie jest do końca dobre posunięcie, bo jednak u młodszych dzieci ta transmisja wydaje się być mniej groźna niż na przykład u młodzieży gimnazjalnej czy licealnej - tłumaczył immunolog.
Jak podkreślił, "jesteśmy w trakcie wielkiego eksperymentu". - To, co mówimy dzisiaj, może się okazać nieprawdą za trzy tygodnie - stwierdził doktor Feleszko.
Źródło: TVN24