Nawet 10 tysięcy złotych kary nakłada wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł na pracowników ochrony zdrowia, którzy nie stawiają się na wezwanie do pracy w borykających się z zakażeniami koronawirusem domach pomocy społecznej. Ustawa o zwalczaniu epidemii daje mu takie prawo. - Musiałabym zostawić syna i nikogo nie obchodzi, z kim i jak - opowiada jedna ze skierowanych do DPS pielęgniarek. - Ja się bałam o własne zdrowie, a nawet życie, bo mam kilka chorób współistniejących - podkreśla inna. Ich historii oraz argumentów wojewody wysłuchał reporter "Czarno na białym" Artur Warcholiński.
Pani Marzena to pielęgniarka, która dostała od wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła nakaz zostawienia swych obecnych podopiecznych i niezwłocznego przeniesienia się do opanowanego przez koronawirusa domu pomocy społecznej. - Ja już miałam świadomość, że wchodzę do tego ogniska koronawirusa i nie wychodzę stamtąd - opowiada pielęgniarka z ponad 30-letnim stażem, która chce zachować anonimowość..
Ze szczegółami opisuje sposób dostarczenia jej decyzji wojewody. Mówi, że o godzinie 6 rano dwoje policjantów weszło do jej mieszkania. - Myślałam, że dostanę zawału. To pismo, że mam tam iść, że kara – wylicza pielęgniarka i podkreśla, że nie jest młodą osobą, zmaga się z własnymi dolegliwościami. – Stało się tak, że ja się teraz nie nadaję nigdzie do pracy – twierdzi.
Tej wersji zaprzecza wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł. – Nie zdarzyło się to, żeby o 6 rano ktoś wręczał takie wezwanie – zapewnia. – Do pewnego stopnia jesteśmy na wojnie z wirusem i spokojne zaplanowanie czasu nie jest możliwe. Tu nie ma żadnej złośliwości, żeby wysłać policjantów z takim skierowaniem w godzinach, które budzą grozę adresatów – dodaje.
"Jak można stwierdzić, który pacjent jest bardziej potrzebujący?"
Do chwili otrzymania nakazu pracy w DPS ze stwierdzonymi 52 zakażeniami koronawirusem pani Marzena świadczyła długoterminową opiekę nad pacjentami w dwóch placówkach medycznych. Opiekowała się piątką starszych, schorowanych osób i 10-letnią dziewczynką podpiętą do respiratora.
- Zastanawiałam się, jakie kryteria powodowały panem wojewodą, że dostałam nakaz stawienia się w ośrodku pomocy społecznej, a mam zostawić tych pacjentów – mówi pielęgniarka. - Jak pan wojewoda wartościuje pacjentów? Jak można stwierdzić, który pacjent jest bardziej potrzebujący, bardziej chory: pacjent w DPS-ie z koronawirusem czy 10-letnia dziewczynka oddychająca za pomocą respiratora? Komu jest bardziej potrzebna opieka? – pyta pani Marzena.
Wojewoda przyznaje, że wyboru osób dokonuje, znając tylko ich nazwiska i adresy. – Wojewoda nie ma żadnej możliwości, żeby śledzić dokładnie sytuację każdej osoby kierowanej, to znaczy jaka jest jej sytuacja rodzinna, czy co się dzieje w zakładzie, w którym dotychczas pracuje – tłumaczy Radziwiłł.
"Musiałabym zostawić syna"
Zgodnie z przepisami ustawy o zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych wojewoda nie może skierować osób powyżej 60. roku życia, kobiet w ciąży, samotnie wychowujących dziecko do 18 lat, wychowujących dziecko do 14 lat czy osób z chorobami przewlekłymi. Żadne z tych kryteriów nie dotyczy pani Marzeny, ale wojewoda wysyłał także nakazy osobom, które z mocy ustawy ewidentnie są wyłączone.
Jedną z nich jest Anna Kacprzak, która jest samotnie wychowującą dziecko opiekunką środowiskową. – Mam 13-letniego syna. Byłabym oddelegowana na miesiąc. Musiałabym zostawić syna i nikogo nie obchodzi z kim i jak – podkreśla.
- Oczywiście istnieje tutaj jakieś ryzyko wskazania osoby, która nie spełnia kryteriów i ja wówczas uchylam takie skierowania – zapewnia Konstanty Radziwiłł.
Wojewoda: to nie jest zwykła praca zarobkowa
Pani Marzena do nakazu wojewody się nie dostosowała mimo groźby kary od 5 do 30 tysięcy złotych. Teraz jest na zwolnieniu lekarskim. - Mam wyrzuty sumienia. Przeważyło to, że ja się bałam o własne zdrowie, a nawet życie, bo mam kilka chorób współistniejących – tłumaczy.
Wojewoda argumentuje: - To nie jest zwykła praca zarobkowa. To się wiąże z obowiązkiem gotowości udzielenia pomocy ludziom nawet wtedy, kiedy coś nam zagraża.
– Ale to nie znaczy, że muszę podejmować każde wyzwanie już teraz – odpowiada pani Marzena.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24