Będziemy bankrutować - alarmują przerażeni właściciele restauracji, siłowni i innych branż znów zamkniętych z powodu koronawirusa. Rząd złożył obietnice pomocy, ma być postojowe i zapomogi. Ale czy to wystarczy? Przedsiębiorców o ocenę rządowej propozycji zapytał Michał Tracz.
Otwarcie "Pułapki" było spełnieniem marzenia dwóch przyjaciół z Trójmiasta. Gdyby nie pandemia lokal, tak jak kiedyś, byłby teraz pełen gości. Ale tak jak inne puby - decyzją rządu musi być zamknięty. Pomoc, nie tylko "Pułapce", potrzebna jest więc natychmiast. Dlatego właściciele gastronomii z nadzieją patrzyli na konferencję i obietnice premiera Mateusza Morawieckiego.
- To pomoc absolutnie minimalna. I tak nie jest w stanie pomóc przedsiębiorcom przetrwać tego trudnego okresu – uważa właściciel "Pułapki" Wojciech Skoracki. Obietnice premiera można streścić w trzech najważniejszych punktach: dotknięci kolejnymi obostrzeniami przedsiębiorcy będą zwolnieni z opłacenia składek ZUS, ale tylko za listopad; pracownicy mogą dostać postojowe, a najmniejszym firmom będzie przysługiwać 5 tysięcy złotych bezzwrotnej zapomogi.
- Idziemy wąską ścieżką pomiędzy niekontrolowanym wybuchem epidemii a bardzo trudnymi wyborami gospodarczymi – mówi Mateusz Morawiecki. – Zapewne wielu przedsiębiorców woli to niż nic, ale nie jest to propozycja, która odpowiada na realne potrzeby firm, które zostały dotknięte obostrzeniami czy całkowitym zamknięciem działalności – zauważa dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan Grzegorz Baczewski.
Duża część rządowej pomocy będzie dotyczyć tylko firm, którym przychody rok do roku spadły o co najmniej 40 procent. - To są działania, które na pewno nie wystarczą, by ochronić przed bankructwem wystarczającą część branż objętych obostrzeniami – ocenia Grzegorz Baczewski.
Branża gastronomiczna boi się bardzo, bo ona mocno ucierpiała jeszcze wiosną. Lokale albo zbankrutowały, albo ledwo utrzymały się na rynku. Teraz znów są zamykane i nie widzą szans na ratunek. - Sytuacja rząd przerasta. Wirus wyprzedza wszystkie jakiekolwiek reakcje rządu – mówi gdański restaurator Krzysztof Azarewicz.
Tym razem wsparcie ma dotyczyć branż zamkniętych ostatnimi decyzjami rządu. Pomoc mają dostać właściciele całej gastronomii, branży rozrywkowej - kin, koncertów czy targów, branży fitness oraz straganów i targowisk.
Pomoc "nie wyrówna nawet połowy strat"
Historie jak białostockiej, chyba najstarszej siłowni w Polsce, można teraz mnożyć. Przedsiębiorcy boją się, że końca pandemii nie dotrwają. - Ta pomoc jest niewystarczająca. Ona może pozwoli na agonię klubu, jakiś miesiąc czy dwa popracować, ale potem to wszystko będzie musiało być zamknięte – zwraca uwagę Arek Leszczyński z siłowni Maniac Gym w Białymstoku.
Zniesienie składki ZUS czy postojowe dla pracownika to potrzebna rzecz - słyszymy w branży. Ale co z czynszami, leasingiem, utrzymaniem sprzętu? Na to ma pójść zapomoga 5 tysięcy złotych. - Koszty klubu o powierzchni 1000 metrów to jest miesięcznie jakieś 100 tysięcy złotych. I co ma nam dać ta pożyczka na poziomie 5 tysięcy? – zastanawia się prezes Polskiej Federacji Fitness Tomasz Napiórkowski.
Branża koncertowa zamknięta została jako jedna z pierwszych. Wiele firm przez osiem miesięcy nie zarobiło ani złotówki. - To jest jakaś pomoc. Nie możemy mówić, że jest żadna, ale ona nie wyrówna nawet połowy strat – podkreśla właściciel agencji muzycznej yMusic Jarosław Maślanka. Aby pomoc weszła w życie, ustawę w tej sprawie będzie musiał przyjąć Sejm, a później Senat.
Źródło: TVN24