Już w dniu rozpoczęcia roku szkolnego rodzice uczniów zaczęli przynosić oświadczenia do placówek, w których - powołując się na wolność i konstytucję - odmawiają między innymi mierzenia dzieciom temperatury, dezynfekcji rąk i noszenia przez nie maseczek. A MEN przyznaje, że wszystko to jest w szkołach właściwie nieobowiązkowe.
1 września, dzień rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Dyrektorka dużej szkoły ponadpodstawowej na Pomorzu za pośrednictwem e-dziennika dostaje nietypową wiadomość od rodziców. Prosi o niepodawanie danych szkoły, bo obawia się, że takich wiadomości może być więcej.
Rodzice: dziecko nie będzie stosowało się do procedur
O co chodzi? Nietypowa wiadomość to "oświadczenie dotyczące procedur bezpieczeństwa wprowadzonych w szkole". Rodzice nastolatka, powołując się na konstytucję i fakt, że "wolność człowieka podlega ochronie prawnej", informują dyrektorkę, że ich dziecko nie będzie stosowało się do szkolnych procedur.
Rodzice odmawiają "mierzenia temperatury, narzucania synowi obowiązku zakrywania ust i nosa, nadużywania płynu dezynfekcyjnego bezpośrednio na skórę zamiast wody z mydłem, przeprowadzania na synu jakichkolwiek testów, badań przesiewowych, pobierania wymazów, zamykanie syna w izolatce - bez naszej pisemnej zgody i obecności".
W swoim piśmie rodzice informują, że ich dziecko "nie jest osobą chorą, ani podejrzaną o zachorowanie na chorobę COVID-19". I podkreślają: "obowiązujące przepisy i wytyczne nie uprawniają do odmówienia przyjęcia do szkoły dziecka, którego rodzic nie zgadza się na pomiar temperatury". Dodają, że dziecko ma skłonności astmatyczne, które mogą przejawiać się suchym kaszlem i okresową dusznością.
Dyrektorzy: i co my mamy robić?
- I co ja mam zrobić? Nie mogę takiego ucznia nie wpuścić na lekcje, ale jaki to daje przykład? - wzdycha dyrektorka.
Oficjalnie odpisała, że w szkole ma ponad 800 uczniów, a wąskie korytarze utrudniają zachowanie dystansu, stąd prośba o zasłanianie ust i nosa. Zaleca też rękawiczki, jeśli dziecko ma uczulenie na płyny dezynfekujące. A swoje pismo kończy: "nawet jeśli Państwo podchodzicie poważnie do problemu i do szkoły będzie przychodził tylko zdrowy Państwa syn, nie oznacza się, że pozostałe kilkaset osób będzie równie odpowiedzialnych".
W przypadku części rodziców odwoływanie się do odpowiedzialności traci jednak sens. - Dziś usłyszałam, że rodzice nie wierzą w koronawirusa i mam im nie zawracać głowy - mówi dyrektor podstawówki z Poznania.
Wychowawca szkolny z miasteczka w Małopolsce dowiedział się od rodziców, że nie zgadzają się na maseczkę "ze względów religijnych". - Powiedzieli, że wszystko pozostawiają w rękach Boga - wzdycha nauczyciel.
Konsultacje trwały kilkanaście godzin. To efekty
Tymczasem na forach internetowych rodzice wymieniają się wzorami podobnych pism, jest nawet miniwersja oświadczenia do noszenia w portfelu. - Widziałem już kilka wersji, nasi dyrektorzy już też je dostają - przyznaje Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, które zrzesza ponad 5 tysięcy dyrektorów i liderów oświatowych. - I rzeczywiście brakuje nam podstawy prawnej, bo ministerstwo edukacji większość kwestii związanych z koronawirusem uregulowało tylko w wytycznych, a nie w rozporządzeniach - dodaje. Zdaniem Pleśniara potrzebna jest zmiana prawa.
- Tak to się kończy, gdy konsultacje kluczowych przepisów w sprawie organizacji nauki w pandemii trwają kilkanaście godzin - komentuje posłanka Koalicji Obywatelskiej Katarzyna Lubnauer. I przypomina: - W czasie komisji sejmowych zgłaszaliśmy ministrowi, że nauczycielom i dyrektorom będzie brakowało podstaw prawnych, by zadbać o bezpieczeństwo w szkołach. I to się właśnie dzieje.
- Niestety rodzic czy opiekun ma prawo odmówić badania temperatury. Zostaje nam tylko edukować i nawoływać do troski o zdrowie i życie nas wszystkich - mówi Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska odpowiedzialny za edukację.
Ministerstwo: nic tu nie jest obowiązkowe
Wiadomość od rodziców z Pomorza przesłaliśmy do ministerstwa edukacji, by dowiedzieć się, co radzi dyrektorom w takich sytuacjach.
"Uprzejmie informuję, że wytyczne GIS, MZ i MEN w czasie pandemii COVID-19 nie stanowią ograniczeń wolności i praw obywateli wynikających z postanowień Konstytucji RP, ale wynikają z przepisów ustaw o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, a więc dotyczą zachowań prozdrowotnych i profilaktycznych dzieci, uczniów, nauczycieli i innych pracowników przedszkoli, szkół i innych placówek oświatowo-wychowawczych oraz rodziców" - wyjaśnia Anna Ostrowska, rzeczniczka MEN.
Jak to ma się do odmowy noszenia maseczki czy braku zgody na pomiar temperatury? "W wytycznych dla publicznych i niepublicznych szkół i placówek od 1 września 2020 r. nie ma obowiązku mierzenia temperatury uczniom. Jedynie zalecenia dla dyrektorów publicznych i niepublicznych szkół i placówek w strefie czerwonej/żółtej" - odpowiada Ostrowska.
Dla dyrektorów, którzy wprowadzili u siebie nakaz noszenia maseczek, też nie ma dobrych wiadomości. "Nie ma obligatoryjnego obowiązku zakrywania ust i nosa na terenie szkoły. Maseczki powinny być stosowane wtedy, gdy nie można zachować dystansu np. w czasie przerw w miejscach wspólnie użytkowanych, o ile nie jest zachowane zróżnicowanie czasowe w prowadzeniu zajęć". Nie podpowiada jednak, jak to egzekwować od rodziców.
Nikt nie zamyka dzieci w izolatkach
Płyn do dezynfekcji? Też jest nieobowiązkowy. "Na terenie szkoły obowiązuje zasada, aby regularnie myć ręce wodą z mydłem. Płyn do dezynfekcji rąk jest umieszczony przy wejściu do szkoły przede wszystkim dla osób trzecich" - tłumaczy rzeczniczka resortu.
Przypomina też, że wykonywanie testów, badań przesiewowych, pobierania wymazów zawsze wymaga zgody rodzica dziecka.
A co z izolacją? "Jeżeli pracownik szkoły zaobserwuje u ucznia objawy, które mogą sugerować chorobę zakaźną, w tym kaszel, temperaturę wskazującą na stan podgorączkowy lub gorączkę, powinien odizolować ucznia w odrębnym pomieszczeniu lub wyznaczonym miejscu, zapewniając minimum dwa metry odległości od innych osób. Następnie powinien on niezwłocznie powiadomić rodziców o konieczności pilnego odebrania ucznia ze szkoły. Nie jest to zamykanie dziecka w izolatce, a odizolowanie go od reszty uczniów w celu zminimalizowania potencjalnego zakażenia" - zwraca uwagę Ostrowska.
Gdzie są granice absurdu?
- Ocieramy się o granice absurdu, bardzo dziwi mnie odpowiedź ministerstwa - komentuje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Przecież wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego mówią, że noszenie masek i zachowanie dystansu społecznego jest jednym z podstawowych sposobów zapobiegania zakażeniu. Tu potrzebna jest decyzja administracyjna, żeby rodzice nie mogli naruszać szkolnych zasad - dodaje. I przypomina, że choć dziecka nie można usunąć ze szkoły publicznej, to łamanie szkolnego regulaminu czy statutu można karać. - Tylko czy dziecko powinno mieć na przykład obniżaną ocenę ze sprawowania za przewiny rodziców? To niewychowawcze - komentuje.
Broniarz zastanawia się, czy rodzice, którzy nie chcą przestrzegać zasad, są gotowi też wziąć na siebie odpowiedzialność. - Bo co, jeśli to ich dziecko stanie się źródłem zakażenia? - pyta prezes ZNP. I dodaje: - Skoro minister edukacji niemal całą odpowiedzialność za kształcenie w pandemii zrzucił na dyrektorów szkół, a nie dał im nawet możliwości samodzielnego przechodzenia na edukację zdalną, to teraz powinien wspierać ich w egzekwowaniu zasad bezpieczeństwa - uważa Broniarz.
Rodzice mogą iść do sądu
We wtorek po południu Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało za pośrednictwem PAP, że "nie ma podstaw prawnych do podpisywania przez rodziców w szkole 'oświadczeń o świadomości ryzyka i zrzeczeniu się ewentualnych roszczeń w przypadku zakażenia koronawirusem'".
Można było w nich przeczytać na przykład: "Oświadczam, że oddając dziecko pod opiekę szkoły działającej w czasie stanu pandemii COVID-19: jestem świadomy/świadoma istnienia licznych czynników ryzyka grożących zarażeniem się COVID-19: a) dziecku, b) rodzicom/opiekunom, c) innym domownikom, i w przypadku zachorowania nie będę wnosił skarg i zażaleń".
Takie oświadczenia rozdawano rodzicom 1 września w części szkół i przedszkoli, często wraz z regulaminem pracy placówek oświatowych w czasie pandemii. Rzeczniczka resortu wskazała jednak, że podpisanie ich nie pozbawia rodzica możliwości dochodzenia odszkodowania w razie zakażenia. - Ocena zasadności takiego roszczenia będzie każdorazowo przedmiotem rozstrzygnięcia właściwego sądu – poinformowała Ostrowska.
Źródło: tvn24.pl