Na różne oddziały trafiają pacjenci, którzy - jak się potem okazuje - mają koronawirusa. Dlatego lekarze, ratownicy i pielęgniarki chcą być badani bez względu na to, czy mają objawy choroby. W przeciwnym razie miejsca walki z wirusem mogą przestać być bezpieczne. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Z powodu wykrycia koronawirusa u kolejnego pacjenta w kaliskim szpitalu sanepid zamyka tam kolejny oddział. W kwarantannie jest ponad 200 osób - pacjentów i personelu. Koronawirusa ma trzech lekarzy.
Związki zawodowe szpitala w liście do marszałka i wojewody piszą, że "nie będą mięsem armatnim, które wysyła się na front z gołymi pięściami". Żądają też "natychmiastowego zamknięcia całego szpitala i przebadania na obecność koronawirusa personelu i pacjentów".
- Wszyscy się boimy. Nikt na pewno nie chciałby zachorować. Nikt nie chce wystawić na możliwość zarażenia swoich bliskich - mówi ratownik medyczny Maciej Koperski. Nikt nie chce też powtórki z Włoch czy Hiszpanii, gdzie personel medyczny to około ponad dziesięć procent zakażonych koronawirusem.
- To jest grupa najbardziej narażona na kontakt i ona musi być badana cały czas, inaczej dojdzie do zamykania oddziałów albo całych szpitali - zwraca uwagę anestezjolog dr Jacek Pachota.
Zamykane kolejne szpitale i oddziały
Tak dzieje się coraz częściej. Specjalistyczny Szpital Miejski w Toruniu zamyka oddział hematologii, Szpital Matki Bożej w Wołominie - oddział ginekologiczno-położniczy i neonatologiczny. W Brzesku kobiety w ciąży też nie są przyjmowane. Szpital powiatowy nie przyjmuje pacjentów na operacje - zamknął oddziały anestezjologii, chirurgii i intensywnej terapii. Wszystko po tym, jak koronawirusem zaraziło się jedenastu pracowników. Ponad 120 osób personelu jest na kwarantannie, w tym wszyscy anestezjolodzy i pielęgniarki anestezjologiczne.
Podobnie jest w Częstochowie, gdzie lekarze operowali po wypadku na quadzie nastolatka. Jak się potem okazało, nastolatek miał koronawirusa. Dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie Zbigniew Bajkowski mówi, że 46 osób było w polu rażenia jednego zakażonego człowieka.
- Musieliśmy wyłączyć z funkcjonowania oddział anestezjologii i intensywnej opieki medycznej nad dziećmi i dość mocno ograniczyć oddział chirurgii dziecięcej - mówi Zbigniew Bajkowski.
Ministerstwo Zdrowia nie prowadzi statystyk dotyczących liczby zakażonych koronawirusem lekarzy. Zbiera za to informacje, dotyczące potrzebnego wsparcia.
- Każdy wojewoda podejmuje decyzje co do możliwej ewakuacji szpitala czy możliwego wsparcia szpitala personelem medycznym z innych szpitali - wskazuje rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
"Każdego pacjenta przyjmowanego do szpitala powinniśmy traktować jako potencjalnie zakażonego"
Ale lekarze, ratownicy i pielęgniarki coraz częściej i coraz głośniej mówią, że lekarzy może zacząć brakować. Dlatego tak bardzo potrzebują badań. Nie tylko wtedy, kiedy już mają objawy koronawirusa.
- Dla każdego z medyków, dla każdego, kto pracuje czy to na SOR-ze, czy na oddziałach szpitalnych, czy w zespołach ratownictwa, takie badanie minimum raz w tygodniu powinno się odbywać - uważa ratownik medyczny Maciej Koperski.
- Teraz, w dobie epidemii, w zasadzie każdego pacjenta przyjmowanego do szpitala powinniśmy traktować jako potencjalnie zakażonego SARS-CoV-19 - twierdzi wirusolog profesor Maria Gańczak.
Nie wszystkie szpitale są na to gotowe. - Mam sygnały od kolegów i koleżanek, że ten sprzęt jest niewystarczający, że jest reglamentowany i nie ma tak dobrego dostępu, jak byśmy chcieli - zwraca uwagę Maciej Koperski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24