Wśród osób hospitalizowanych z powodu COVID-19 było nieco więcej mężczyzn niż kobiet - wynika z raportu Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny. Dane pokazują też, że więcej ofiar śmiertelnych odnotowano wśród mężczyzn. Autorzy raportu wskazali również na czynniki dowodzące "słabości naszego systemu diagnostyki", co "może mieć bezpośredni wpływ na zdolność naszego kraju do przeciwdziałania epidemii w nadchodzących miesiącach".
Wśród osób hospitalizowanych w 138 szpitalach Polsce od marca do końca września z powodu COVID-19 było nieco więcej mężczyzn (51 procent) niż kobiet (49 procent) - poinformowano w raporcie Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny zatytułowanym "Sytuacja zdrowotna ludności polskiej i jej uwarunkowania 2020" pod redakcją Bogdana Wojtyniaka i Pawła Goryńskiego.
Średnia wieku przyjmowanych kobiet wyniosła blisko 60 lat, a mężczyzn prawie 56 lat. Kobiety przebywały z powodu COVID-19 w szpitalu minimalnie dłużej (12,3 dnia) niż mężczyźni (11,8 dnia), a mieszkańcy miast przebywali w szpitalach krócej, bo 12 dni, niż mieszkańcy wsi (14 dni). Rzadziej do szpitali z powodu zakażenia SARS-CoV-2 trafiali pacjenci pochodzący ze wsi (16,5 proc.).
Podczas leczenia w szpitalu z powodu COVID-19 zmarło 13 proc. hospitalizowanych, przy czym mieszkańcy wsi umierali częściej niż mieszkańcy miast (odpowiednio 17 proc. i 12 proc.). Z kolei odsetek zmarłych mężczyzn był wyższy niż zmarłych kobiet (odpowiednio 14 proc. i 12 proc).
Niska liczba badanych "może mieć wpływ na zdolność do przeciwdziałania epidemii w nadchodzących miesiącach"
Jak podano w raporcie, "wskaźnik hospitalizacji w Polsce we wrześniu 2020 r. był na podobnym poziomie jak wskaźnik we Francji, czy w Hiszpanii, podczas gdy zapadalność rejestrowana w tych krajach jest odpowiednio 7 i 13 razy wyższa". Wytłumaczono dalej, że "rozbieżność pomiędzy niską zapadalnością rejestrowaną a wysokim wskaźnikiem hospitalizacji wskazuje na gorszą rozpoznawalność przypadków o lżejszym lub mniej typowym przebiegu klinicznym".
"Nie można więc interpretować niskich liczb badanych w Polsce w kategoriach lepszego ukierunkowania testowania. Dane wskazują, że stanowi to raczej słabość naszego systemu diagnostyki i może mieć bezpośredni wpływ na zdolność naszego kraju do przeciwdziałania epidemii w nadchodzących miesiącach" - zaznaczono.
Zwrócono też uwagę na zróżnicowanie przestrzenne epidemii w Polsce. Przypomniano, że w początkowym okresie, kiedy zakażenia pochodziły z zagranicy, widoczne jest rozproszenie powiatów o nieco wyższej zapadalności. Równocześnie zauważono, że "większość zawleczeń nie skutkowała powstaniem ognisk w okresie marca i kwietnia".
Szczepienia przeciwko COVID-19. Pytania i odpowiedzi
Jednak - jak wskazuje raport - w miejscowościach doszło do transmisji wirusa i pojawiły się ogniska na przykład w placówkach medycznych i domach opieki społecznej. W maju i czerwcu po wprowadzeniu restrykcji widać silną koncentrację zachorowań na kilku obszarach, na których wykryto ogniska w miejscach pracy. Dodano, że praktycznie w całej północnej Polsce zapadalność pozostawała na bardzo niskim poziomie.
"Zmieniło się to dopiero w okresie wakacji" - zauważyli eksperci w opracowaniu.
Równocześnie zaznaczyli, że wciąż nasilenie transmisji wirusa jest zróżnicowane pomiędzy powiatami, co uzasadnia podejmowanie działań lokalnych.
Źródło: PAP