Nie możemy powiedzieć, że to polski wirus. To jest wirus zapożyczony, przywleczony z innego kraju - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" doktor Paweł Grzesiowski, immunolog, ekspert do spraw zakażeń. Wskazywał też, że podając statystyki dotyczące koronawirusa, mówimy tylko o przypadkach potwierdzonych badaniami, a "mnóstwo osób zachoruje na tyle łagodnie, umiarkowanie, że nawet się o tym nie dowiemy".
W środę w Polsce potwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa. Zakażony mężczyzna przyjechał autokarem z Niemiec. Przebywa w szpitalu w Zielonej Górze.
Narodowy Fundusz Zdrowia prowadzi całodobową infolinię (tel. 800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Gościem "Rozmowy Piaseckiego" w TVN24 był w czwartek doktor Paweł Grzesiowski, immunolog, ekspert do spraw zakażeń z Centrum Medycyny Zapobiegawczej i Rehabilitacji oraz Narodowego Instytutu Leków w Warszawie.
Jego zdaniem potwierdzony w środę przypadek koronawirusa "to nie jest przypadek istotny dla Polski". - To jest przypadek zawleczenia choroby z innego kraju, pacjent zaraził się na terenie Niemiec. Nie możemy powiedzieć, że to jest polski wirus. To jest wirus zapożyczony - mówił immunolog.
"Jeżeli wirus dotrze do małych miejscowości, to zachorują tam wszyscy"
Grzesiowski, prognozując rozwój sytuacji epidemiologicznej w Polsce, wskazywał, że "jesteśmy krajem, który ma bardzo określoną strukturę urbanistyczną". - Mamy duże miasta, przy nich spore przedmieścia, później długo nic i są małe miasteczka i wsie - zwrócił uwagę.
- Jeżeli wirus dotrze do tych małych miejscowości, to zachorują tam wszyscy - tłumaczył. - W dużym mieście, w Warszawie, Poznaniu czy Gdańsku sytuacja może być zupełnie inna. Tam kontakty wielu osób nie są częste. Ile razy spotykamy swojego sąsiada w windzie czy garażu tak, żeby przekazać mu wirusa, czyli przez godzinę siedzieć i rozmawiać? - pytał. - To się w dużych miastach tak często nie zdarza - zwrócił uwagę gość "Rozmowy Piaseckiego".
"Możliwe, że już wielu z nas przechorowało koronawirusa"
Podkreślał, że "jest jeden problem, o którym musimy pamiętać i powtarzać - liczymy przypadki przebadane, potwierdzone".
- Nie chcę wyjść na proroka, ale możliwe, że już wielu z nas przechorowało koronawirusa. W tej chwili nie jesteśmy w stanie na podstawie objawów rozróżnić grypy i koronawirusa. W związku z tym, jeśli mamy przez trzy dni katar, kaszel i gorączkę i nie idziemy do lekarza, to po prostu chorujemy w domu, wyleczymy się i idziemy do pracy - mówił. - Nikt nie wie, że przeszliśmy koronawirusa czy grypę - zaznaczył.
Immunolog przewidywał, że "mnóstwo osób zachoruje na koronawirusa na tyle łagodnie, umiarkowanie, że nawet się o tym nie dowiemy". - Przepustowość testów, laboratoriów, jest ograniczona. W Chinach w największym nasileniu byli w stanie zrobić dziennie 1500 testów. Więcej się nie da - podkreślił.
Zdaniem Grzesiowskiego w Polsce, "jeśli chodzi o te osoby, które rzeczywiście zachorują, to idziemy w miliony, ale jeżeli o te, które będą potwierdzone, to idziemy w dziesiątki tysięcy maksymalnie".
"W przypadku koronawirusa mamy całkowicie zaorane pole, na które rzuca się ziarenka"
Pytany, czy wierzy w prognozy, że na COVID-19 może zachorować nawet 70 procent populacji, doktor przypominał, że co roku pół miliarda osób na świecie choruje na grypę. - A grypa jest już znaną chorobą, wiele osób ma odporność, wirus od osoby uodpornionej odbija się i przenosi dalej - wskazywał.
- W przypadku koronawirusa mamy całkowicie zaorane pole, na które rzuca się ziarenka. Bardzo dużo z nich wykiełkuje. Na łące, na której już trochę trawy rośnie, wykiełkuje mniej - porównywał Grzesiowski. Tłumaczył, że "wirus atakuje osobę nieuodpornioną, ale potrzebuje więcej takich osób, żeby móc się rozprzestrzeniać".
- Jeżeli na jego drodze staną osoby, które są już uodpornione, bo przechorowały, to on się samoistnie zatrzyma - mówił.
Każda epidemia - wyjaśniał ekspert - "ma taką samą dynamikę". - Najpierw jest bardzo dużo świeżych przypadków - to teraz widzimy w Europie - a później zaczyna zwalniać, bo nie ma już kogo zarazić. Wirus musi wtedy przerzucić się do innego miasta, innej wsi, a to nie jest już takie proste - zaznaczył gość "Rozmowy Piaseckiego".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta