Traktuję jawność czy dostęp do danych jako podstawę demokracji. Bez informacji obywatele nie będą wiedzieli, co się dzieje w ich kraju - mówił we "Wstajesz i weekend" w TVN24 Michał Rogalski, twórca bazy danych o koronawirusie w Polsce. Jak dodał, czuje się zawiedziony, ponieważ jego praca "nie powinna być aż tak potrzebna".
Michał Rogalski od marca gromadzi oficjalne dane na temat epidemii w Polsce. 19-latek zawodowo jest grafikiem, a dane - jak sam mówi - zbiera hobbystycznie, jest samoukiem. Między innymi za "wybitny przykład aktywnej postawy obywatelskiej" został wyróżniony nagrodą Rzecznika Praw Obywatelskich imienia Pawła Włodkowica.
"Z czegoś co chciałem robić dla siebie, zrobił się ogromny projekt społeczny"
Michał Rogalski, który w niedzielę był gościem "Wstajesz i weekend" w TVN24, powiedział, że "ta nagroda pokazała, że takie postawy obywatelskie, których główną ideą jest korzyść społeczna, są bardzo potrzebne". - Od początku traktowałem pandemię jako zjawisko mierzalne. Na podstawie danych można było ocenić jakie jest jej stadium i podejmować decyzje. Ja nie chciałem jej oceniać na podstawie krzykliwych nagłówków, pełnych emocji artykułów, a jedynie na podstawie czystych danych. Jako że nie było takiej bazy danych, to postanowiłem, że zrobię ją sam - powiedział Rogalski.
- Z czegoś, co chciałem robić dla siebie w celu zwiększenia możliwości poznawczych o pandemii, zrobił się ogromny projekt społeczny - dodał.
- Pierwsze dane, które były zbierane, to te z Ministerstwa Zdrowia, bo jako jedyne były dostępne. Później, gdy okazało się, że sanepidy publikują dane ze swojej strony, to pomysł był taki, żeby je także zbierać, bo będą bardzo cenne. Podzielenie tych danych, które dostajemy od ministerstwa, spowoduje, że będzie nam łatwiej je analizować i wyciągać szczegółowe wnioski - mówił gość TVN24.
"Traktuję jawność czy dostęp do danych jako podstawę demokracji"
Rogalski przyznał, że do pomocy w tworzeniu bazy danych zaangażowało się kilkunastu wolontariuszy. - Niestety, standard informacyjny, w którym tak naprawdę każdy sanepid podawał te dane inaczej, nie pozwalał nawet na automatyzacje tych danych. Codziennie te dane z ponad 300 powiatów były ręcznie wpisywane do tabel i dopiero mogły być agregowane na mapy czy bardziej szczegółowe analizy - mówił.
- Traktuję jawność czy dostęp do danych jako podstawę demokracji. Bez informacji obywatele nie będą wiedzieli, co się dzieje w ich kraju. Czuję się zawiedziony, bo moja praca nie powinna być aż tak potrzebna. To powinno od początku być porządnie robione ze strony rządowej - zwrócił uwagę. - Dane epidemiczne i ich wiarygodność mają bezpośredni wpływ na życie i zdrowie obywateli - powiedział.
- Idea projektu nie polegała na tym, że nastolatek będzie wytykał błędy. Ideą było wspieranie danych i dbanie o ich wiarygodność. Gdy okazało się, że doszło do nieprawidłowości, ze strony wielu ludzi było pewne zdumienie, że mamy nastolatka kontra ogromna machina państwowa, która musi przeorganizować cały system, żeby nie dopuścić, że ten nastolatek i wolontariusze dalej te błędy będą znajdowali - mówił gość TVN24.
"Czy MZ się w końcu doliczy?" Pytał 19-latek
Michał Rogalski w listopadzie informował o rozbieżnościach w sumie potwierdzonych zakażeń na Mazowszu według danych podawanych przez resort zdrowia oraz powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne.
Poskutkowało to między innymi tym, że 24 listopada wszystkie powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne przestały publikować na swoich stronach dane dotyczące koronawirusa. Informacje od tej pory są podawane na stronie rządowej. - Jestem zażenowany, bo to odcinanie obywateli od podstawowych danych - mówił wtedy Rogalski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24