W Polsce nie maleje liczba zakażeń koronawirusem. Zdaniem ekspertów, gości "Faktów po Faktach", trudno powiedzieć, ile potrwa wyjście ze szczytu czwartej fali. - Możemy dojść do szczytu i potem mieć tydzień, kilkanaście dni z takim przyrostem rzędu dziennych 20 tysięcy zakażeń - oceniła profesor Maria Gańczak, epidemiolog z Sekcji Kontroli Zakażeń Europejskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego. Profesor Krystyna Bieńkowska-Szewczyk, wirusolog z Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego stwierdziła, że wykrywamy tylko część zakażeń. Do sytuacji pandemicznej odniósł się także doktor Wojciech Feleszko, pediatra, immunolog i pulmonolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w sobotę o 26 182 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Resort przekazał też, że zmarło 378 osób chorujących na COVID-19. Od początku pandemii w Polsce potwierdzono 3 487 254 infekcje, zmarło 82 968 zakażonych.
Gańczak: liczba hospitalizacji już w tej chwili jest dramatyczna
Sytuację komentowała w "Faktach po Faktach" w sobotę między innymi profesor Maria Gańczak, epidemiolog z Sekcji Kontroli Zakażeń Europejskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego. - Teraz jesteśmy mniej więcej przed szczytem czwartej fali. Czy ten szczyt nastąpi w przyszłym tygodniu, czy za dwa tygodnie, to będzie zależeć od wielu różnych czynników - między innymi od tego, czy wzrośnie poziom wyszczepienia, czy będziemy w dalszym ciągu nosić maski z taką częstotliwością jak nosimy, czy może jednak te obostrzenia będą przez rząd wprowadzane - mówiła.
- Nie mam pocieszających informacji, jeśli chodzi o to, jak długo będzie się utrzymywać to takie plateau. Możemy dojść do szczytu i potem mieć tydzień, kilkanaście dni z takim przyrostem rzędu dziennych 20 tysięcy - oceniła.
Przypomniała, że zbliżają się święta. - To będzie znowu exodus Polaków, będziemy się przemieszczać, będziemy wychodzić ze swoich baniek społecznych i podróżować przez cały kraj. W związku z tym ta kolejna możliwość transmisji ulegnie zwiększeniu. To wszystko nałoży się na bardzo dużą liczbę hospitalizacji, która już w tej chwili jest dramatyczna. Szacuje się, że w okolicach świąt to będzie mniej więcej 30 tysięcy do 40 tysięcy zajętych łóżek szpitalnych - stwierdziła profesor. Dodała, że konsekwencją tego będzie bardzo duża liczba zgonów.
- Ernest Hemingway powiedział, że człowiek nie jest samoistną wyspą. To chyba powinno być takie przesłanie dla nas wszystkich - podsumowała.
Bieńkowska-Szewczyk: ja nie miałam aż tak czarnego scenariusza
Profesor Krystyna Bieńkowska-Szewczyk, wirusolog z Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego stwierdziła, że na razie bałaby się tego, co jest, a nie nowych mutacji, bo w Polsce "mamy wszędzie wirusa delta". - Myślę, że gdybyśmy zastosowali wszystkie w tej chwili dostępne nam środki ochrony, to znaczy maksymalnie się wyszczepili i przestrzegali tych prostych zasad, żeby nosić maseczki, szczególnie w miejscach zatłoczonych i po prostu takich miejsc unikać, jeżeli to jest możliwe, to ta szkoda pandemiczna byłaby znacznie bardziej ograniczona - powiedziała.
Przypomniała, że na grypę trzeba się szczepić co roku i nie widzi nic nadzwyczajnego w tym, że również na koronawirusa będzie trzeba się szczepić co jakiś czas. - Liczby, na które teraz patrzymy, są nawet wyższe niż ja przewidywałam, ja nie miałam aż tak czarnego scenariusza, one są ogromne - skomentowała dane dotyczące zakażeń w Polsce.
Zaznaczyła, że wykrywamy tylko część zakażeń, których realnie jest więcej. - Mamy tragiczną sytuację w szpitalach, mamy ogromnie wrażliwą populację, wciąż się szerzy zakażenie wirusem, który jest wokół nas i te szczepionki działają - podkreśliła.
Feleszko o szczepieniach dzieci
Doktor hab. n. med. Wojciech Feleszko, pediatra, immunolog i pulmonolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przyznał, że rodzice wciąż mają wątpliwości dotyczące szczepień dzieci. Zapewnił, że szczepienia te są bezpieczne.
Stwierdził, że wciąż zwiększana jest liczba łóżek dla dzieci chorych na COVID-19. - Potrzeby są ogromne. To są dzieci, które chorują. To są dzieci, które walczą o przeżycie. W moim macierzystym szpitalu przez kilka tygodni walczyliśmy o życie nastolatka, który nie został zaszczepiony przez niefrasobliwość rodziców. Szczęście to dziecko wyjechało na wózku żywe, ale w czasie tej epidemii będą dzieci, które będą chorowały poważnie, z narażeniem życia - dodał.
Wskazał, że szczepienia dzieci są również ważne ze względu na możliwość transmisji przez nie wirusa na osoby starsze. Przypomniał też o istnieniu zespołu pocovidowego u dzieci, który jest chorobą "potencjalnie śmiertelną". - Poza tym zamknięcie szkół. W tej chwili zbieramy falę zamykania szkół, to jest kolejne obciążenie dzieci - wyjaśnił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24