Mamy powody do ostrożnego optymizmu - oceniła w "Faktach po Faktach" profesor Maria Gańczak, odnosząc się do najnowszych danych dotyczących epidemii w naszym kraju. Maciej Witucki, szef Konfederacji Lewiatan, wspomniał, że przedsiębiorcy "często cierpieli z powodu niestabilności otoczenia i braku wiedzy". Dzisiaj - jak mówił - mamy bardzo wyraźną deklarację ministra dotyczącą kalendarza znoszenia obostrzeń.
Według zapowiedzi rządu od 26 kwietnia w 11 województwach uczniowie klas I-III wrócą do nauczania hybrydowego. Otwarte zostaną także salony fryzjerskie i kosmetyczne. W pięciu województwach, gdzie sytuacja epidemiczna jest najtrudniejsza (śląskim, dolnośląskim, wielkopolskim, łódzkim i opolskim) obostrzenia pozostają bez zmian.
- Absolutnie bierzemy pod uwagę ryzyko pojawienia się czwartej fali. To ryzyko jest definiowane przede wszystkim w kontekście pojawiania się nowych mutacji wirusa, które mogą być nieobjęte zakresem ochrony szczepiennej i to jest główne ryzyko, które trzeba brać pod uwagę - przestrzegał minister zdrowia.
O tych decyzjach rozmawiali w wieczornych "Faktach po Faktach" epidemiolog i wiceprezydent Sekcji Kontroli Zakażeń Europejskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego, profesor Maria Gańczak oraz Maciej Witucki, szef reprezentującej przedsiębiorców Konfederacji Lewiatan.
Gańczak: ostrożny optymizm, ale jest łyżka dziegciu w beczce miodu
Maria Gańczak skupiła się na opisie tego, jak w ostatnim czasie przebiegała epidemia i jak możemy interpretować te wyniki w kontekście znoszenia obostrzeń.
- Rzeczywiście widzimy trend spadkowy, bo epidemiolog nie patrzy na dane z jednego, czy dwóch dni, ale na to, co się dzieje w danym tygodniu i porównuje to z poprzednim tygodniem. Jeśli się bierze średnią tygodniową, to mamy powody do ostrożnego optymizmu - oceniła. Ważne, podkreśliła, jest to, że spada liczba zajętych łóżek.
Zauważyła przy tym "łyżkę dziegciu w beczce miodu", czyli liczbę zgonów pacjentów z COVID-19. - Niestety nie ma tutaj powodów do optymizmu - przyznała. - W dalszym ciągu mamy w granicach siedmiuset zgonów dziennie, co plasuje nas praktycznie na pierwszym miejscu w Europie. To niechlubna statystyka - dodała.
Jej zdaniem pandemię COVID-19 "powinniśmy już nazywać syndemią", czyli spotkaniem kilku epidemii. - Musimy pamiętać, że to nie tylko zgony spowodowane COVID-19 powinniśmy brać pod uwagę, ale również tak zwane nadmiarowe zgony. Jeśli patrzymy na rok epidemii, który mamy już za sobą, to okazuje się, że mniej więcej 30 procent nadmiarowych zgonów to zgony niezwiązane z koronawirusem, ale z tym, jak zakażenie SARS-CoV-2 wpływa na system ochrony zdrowia, dostępność usług zdrowotnych - opisała.
"Wariant optymistyczny" i "gorszy scenariusz"
Profesor zgodziła się z pomysłem co do regionalizacji obostrzeń. Tłumaczyła, że "regionalizacja nie jest czystym wymysłem, ale ma podstawy naukowe". - Tutaj rząd odrobił lekcję z drugiej fali, czy z początku trzeciej, gdy apele ekspertów były nie do końca wysłuchane. W tej chwili otwieramy się na normalność, ale krok po kroku, bardzo ostrożnie. Zapalamy zielone światło, ale jest to światło, które musi być bardzo zróżnicowane, jeśli chodzi o różne regiony Polski - mówiła.
Profesor Gańczak pytana, jak będzie w najbliższym czasie opadać trzecia fala zakażeń, odparła, że trzeba tu przyjąć założenia, "jak w każdym modelu epidemiologicznym".
- Jeśli będziemy odpowiedzialni za to, co dzieje się w przestrzeni publicznej, w szkołach, w zakładach pracy i jeśli będziemy stosować zasadę kontroli zakażeń, jeśli nie będziemy się gromadzić i będziemy nosić maski, wówczas przewiduje się wariant optymistyczny: że średnia tygodniowa zakażeń będzie spadać i być może do końca maja dojdziemy do poziomu pięciu tysięcy zakażeń na dobę - podała.
Z drugiej strony, jak wymieniła, "jeśli uwolnimy zbyt dużo i zbyt szybko i będziemy gorąco namawiać do biesiadowania na weselach czy na przyjęciach komunijnych w zamkniętych pomieszczeniach przez długie godziny, to możemy napisać ten gorszy scenariusz".
"Wszyscy mamy nadzieję, że to ten ostatni lockdown"
Maciej Witucki mówił, jak przedsiębiorcy przyjęli dzisiejsze decyzje rządu w sprawie obostrzeń. - Realnie chyba nikt z nas nie oczekiwał, że już w następnym tygodniu będzie jakieś szersze otwarcie - powiedział. Luzowanie niektórych obostrzeń w 11 województwach nazwał symbolem. - To ruch w kierunku znoszenia lockdownu - ocenił.
Według zapowiedzi Adama Niedzielskiego, w najbliższą środę poznamy, jak będzie wyglądał plan dłuższego postępowania w kwestii znoszenia obostrzeń, między innymi w branży gastronomicznej czy hotelarskiej. - W wypadku pandemii często cierpieliśmy z powodu niestabilności otoczenia i braku wiedzy. Dzisiaj mamy bardzo wyraźną deklarację ministra Niedzielskiego - skomentował Witucki.
- Wszyscy mamy nadzieję, że to ten ostatni lockdown - oświadczył. - Teraz ważne, żeby biznes, który był zamknięty, dla niektórych branż od 13, 14 miesięcy, jak najszybciej wrócił do normy - powiedział.
Przypomniał tu przedstawione w listopadzie ubiegłego roku przez premiera Mateusza Morawieckiego zasady znoszenia obostrzeń i to, że nie były one respektowane. - Tym razem mamy nadzieję, że będzie to ostateczny kalendarz - stwierdził. Dodał, że ma nadzieję na konsultacje z rządem w tej sprawie.
Witucki pozytywnie ocenił ostatnie konsultacje z rządem. Wymienił tu planowe szczepienia w zakładach pracy. - Jeżeli to się zrealizuje, jeśli te szczepionki będą dostępne w zakładach pracy, tak samo jak będą dostępne masowo dla innych punktów szczepień, to naprawdę myślimy, że może to pomóc w wyszczepialności Polaków - przekonywał.
Dzisiejsze decyzje w sprawie przedsiębiorców ocenił jako "znak dobrej woli" i "przygotowanie do dużego otwarcia". - Trzeci, a najdalej dziesiąty maja to powinny być te terminy. Jeśli statystyki dotyczące zachorowań będą podobne (do aktualnych - red.), to oczekujemy mocnego otwarcia, łącznie z tymi, którzy cierpieli najbardziej. To gastronomia i hotele, które są gotowe do otwierania z dużymi ograniczeniami - oświadczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24