Liczba około 70-80 zajętych respiratorów i liczba zajętych łóżek w szpitalach jednoimiennych czy szpitalach zakaźnych zbliżająca się do granicy około 25-30 procent globalnie nie jest liczbą dużą, przerażającą. Natomiast jeżeli te liczby by wzrosły trzykrotnie, czterokrotnie, to system zbliża się do pewnego wysycenia i to jest niebezpieczne - mówił w TVN24 doktor Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych. Ocenił obecną sytuację związaną z pandemią COVID-19 w Polsce.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o 811 nowych zakażeniach koronawirusem. To drugi najwyższy wynik od początku epidemii w Polsce. Poinformowano także o śmierci kolejnych 14 osób. Łącznie w Polsce od początku epidemii potwierdzono infekcję u 54 487 osób, spośród których 1844 zmarły.
Doktor Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych powiedział w TVN24, że dane spływające od tygodnia mówią o zwiększonej wykrywalności osób zakażonych z jednej strony, a z drugiej strony o dużych ogniskach, które są głównie na Śląsku, w Małopolsce, ale także na Mazowszu, w Wielkopolsce, czy na Pomorzu.
Zaznaczył, że oceniając sytuację związaną z epidemią COVID-19 w Polsce poza danymi dotyczącymi liczby zakażeń i zgonów, należy uwzględniać wydolność placówek ochrony zdrowia.
- Liczba około 70-80 zajętych respiratorów i liczba łóżek zajętych w szpitalach jednoimiennych czy szpitalach zakaźnych zbliżająca się do granicy około 25-30 procent globalnie nie jest liczbą dużą, przerażającą. Natomiast jeżeli te liczby by wzrosły trzykrotnie, czterokrotnie, to system zbliża się do pewnego wysycenia już miejsc szpitalnych i miejsc respiratorowych. I to jest niebezpieczne - wyjaśniał dr Sutkowski.
- Musimy robić wszystko, na tym chyba polega cała konkluzja, najważniejsze przesłanie, żeby nie dopuszczać do sytuacji, w której te zachorowania wymkną się spod kontroli - podkreślił.
"Czas odgrywa ogromną rolę"
Dr Sutkowski mówił, że "jeżeli to są zachorowania w dużych ogniskach, jeżeli mamy je szybko wykryte, jeżeli szybko i sprawnie działają służby sanepidu, to wtedy niebezpieczeństwo przeniesienia się gdzieś takiej transmisji poziomej, o której my mówimy, jest zdecydowanie mniejsze".
- Jeżeli to wszystko trwa bardzo wolno, próba odnalezienia wszystkich - weselników, wycieczkowiczów na katamaranie, jachcie, czy w innym jakimś miejscu, gdzie nie prowadzono pewnej statystyki, nie prowadzono pewnego spisu osób, które tam przebywały - trwa długo, to wtedy niebezpieczeństwo przeniesienia się tego jest bardzo duże - dodał.
Gość TVN24 ocenił, że "czas odgrywa ogromną rolę i ma decydujące znaczenie w transmisji tego wirusa na zewnątrz, poza ogniska". - To jest niezwykle niebezpieczne, na to chciałbym zwrócić uwagę - powiedział.
Źródło: TVN24