Wraz ze wzrostem liczby zakażonych, pojawiają się wątpliwości, czy polska służba to wytrzyma. Chodzi nie tylko o sprzęt i wolne łóżka w szpitalach, ale o personel medyczny, którego brakuje. Jest "polowanie" między innymi na anestezjologów. Dostają nakazy pracy do "covidowych" szpitali, ale się odwołują. Materiał magazynu "Polska i Świat".
- Nasze siły też kiedyś się skończą - mówi dyrektor Regionalnego Szpitala Specjalistycznego w Grudziądzu, gdzie w tej chwili leczy się 77 pacjentów z COVID-19. - Możemy stworzyć nieograniczoną liczbę łóżek i nieograniczoną liczbę stanowisk do respiratoroterapii, do intensywnej terapii, ale ani łóżka, respiratory, ani sprzęt nie obsłużą pacjentów, jeśli nie będzie przy nich wykwalifikowanej kadry medycznej - zwraca uwagę Maciej Hoppe.
Placówka leczy też pacjentów z innymi przypadłościami, ale właśnie zdecydowano o wstrzymaniu przyjęć - bo 18 pracowników szpitala zakaziło się koronawirusem. Kolejni pracownicy są testowani pod kątem wirusa SARS-COv-2. W tym momencie sześciu zakażonych pacjentów wymaga respiratora, szpital maksymalnie może prowadzić dziesięciu takich pacjentów.
- To też wiąże się z kwestią zabezpieczenia personalnego i z tym, że musimy zbadać cały personel oddziału intensywnej terapii – zwraca uwagę dyrektor. Dlatego dyrekcja pilnie poszukuje między innymi anestezjologów i pielęgniarek anestezjologicznych. Ale tu nawet nakazy pracy dla medyków z innych szpitali na niewiele się zdają, bo część skierowanych do szpitala lekarzy odwołuje się od decyzji wojewody. - Zazwyczaj osoby te korzystają z różnych form ucieczki z tej sytuacji, choćby są to zwolnienia lekarskie - mówi Maciej Hoppe.
- To, że anestezjologów nie jest łatwo pozyskać na rynku to efekt kilku czynników - mówi prof. Radosław Owczuk, konsultant krajowy w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii. Przez lata była to specjalizacja wybierana niechętnie, teraz powoli to się zmienia. - Aktualnie jest tak, że jest dużo chętnych do specjalizacji, ale proszę pamiętać o tym, że cykl specjalizacji trwa sześć lat plus czas na zdanie egzaminu i uzyskanie tytułu specjalisty – dodaje.
Mogłoby się wydawać, że anestezjologów wcale nie jest mało - 5700 osób. Ale wciąż zwiększa się zapotrzebowanie na ich usługi. - Zwiększa się liczba procedur inwazyjnych, w związku z tym coraz więcej jest nas potrzeba na rynku pracy – mówi prof. Radosław Owczuk.
"Tego po prostu ludzie nie wytrzymują"
Wzrostu zakażeń boi się też szczeciński szpital przy Arkońskiej, w którym leczy się aktualnie ponad 50 pacjentów z COVID-19. - Brakuje pielęgniarek, brakuje sanitariuszy i nie jest tajemnicą, że brakuje też specjalistów chorób zakaźnych – zwraca uwagę Natalia Cistowska.
W Samodzielnym Publicznym Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Szczecinie pracuje kilkunastu zakaźników i kilku rezydentów. Możliwe, że za jakiś czas, gdy pacjentów przybędzie, nie uda się dopiąć grafiku.
W całym kraju takich lekarzy jest 600, aktywnie pracujących jeszcze mniej. – 70 procent lekarzy chorób zakaźnych ma skończone 50 lat. Średnia wieku w naszej grupie wynosi 56 lat – alarmuje mazowiecka konsultantka w dziedzinie chorób zakaźnych dr Grażyna Cholewińska-Szymańska.
- To efekt tego, że dziedzina przez lata nie była traktowana priorytetowo i nikt nie decydował się na taką specjalizację - mówi dr Grażyna Cholewińska-Szymańska. Ci, którzy zostali na posterunku, zaczynają się wypalać. - Non stop mamy dyżury, mamy pracę niestandardową, mamy równoważny czas pracy, mamy pracę w namiotach i tego po prostu ludzie nie wytrzymują - dodaje konsultantka.
Lekarze chorób zakaźnych muszą zapewnić obsadę covidowego oddziału przez 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Przy rosnącej liczbie pacjentów to może stać się niewykonalne.
Źródło: TVN24