Żadnego spisku nie było - mówił w "Faktach po Faktach" prezydent Bronisław Komorowski o wydarzeniach na ukraińskim Majdanie, odnosząc się do słów Władimira Putina, który powiedział, że bojówkarze szkolili się m.in. w Polsce. - Widać wyraźnie, że niektórym się nie mieści w głowie, że źródłem tych postaw może być po prostu zaangażowanie ludzkie, a nie spisek polityczny - skomentował prezydent RP.
Bronisław Komorowski, który w Belwederze gościł przedstawicieli trzech stacji telewizyjnych, pytany był o dzisiejszą konferencję prezydenta Rosji Władimira Putina.
- Pan prezydent Putin powiedział wiele rzeczy, z którymi trudno się zgodzić albo które niepokoją - odpowiedział prezydent RP. Odniósł się do słów Putina, który powiedział, że bojownicy Majdanu szkoleni byli w Polsce. Zdaniem Komorowskiego to "kompletnie nieuzasadnione oskarżenie". - Raczej dla mnie jest echem sposobu myślenia o świecie, gdzie są zawsze spiski, agenci, nawet wtedy, jeżeli chodzi po prostu o obywateli walczących o swoje prawa narodowe czy obywatelskie, tak jak to było na Majdanie. Widać wyraźnie, że niektórym się nie mieści w głowie, że źródłem tych postaw może być po prostu zaangażowanie ludzkie, a nie spisek polityczny - wyjaśnił. I dodał: - Żadnego spisku nie było. Polska wspiera aspiracje demokratyczne, prozachodnie, wspiera aspiracje narodowe, niepodległościowe Ukrainy od dawna i nikogo nie musiała szkolić. Jest sama w sobie dobrym przykładem. Komorowski zaznaczył jednak, że podczas konferencji Putina usłyszał rzecz ważną, która jego zdaniem jest "źródłem nadziei". - Według mnie jest to reakcja na oczekiwania, żądania albo sugestie ze strony świata zachodniego, także polskiego, aby jednak przystąpić do deeskalacji konfliktu. To takie dziwne słowo, teraz bardzo modne, ale chodzi po prostu o to, aby zmniejszyć poziom napięcia i ryzyka, wojny nerwów, takiej pełzającej interwencji w stan prawdziwego kryzysu, gdzie mogą być użyte siły zbrojne - podkreślił.
"Obecny stan rzeczy jest jednoznaczny"
Komorowski został zapytany także, kto według niego jest obecnie prezydentem Ukrainy. - O tym, kto jest prezydentem Ukrainy zawsze powinni decydować Ukraińcy. W moim przekonaniu dokonali tego wyboru także i teraz. Także i teraz dokonał pan prezydent Janukowycz, który po prostu wyjechał z Ukrainy - odpowiedział. Według prezydenta obecnie na Ukrainie jest stan postrewolucyjny, a "ostateczne kwestie natury formalno-prawnej zostaną rozstrzygnięte w wyniku wyborów" 25 maja. - Obecny stan rzeczy jest jednoznaczny. Dzisiaj jest nowa władza na Ukrainie. Należy ją wspierać i Polska wspiera tę nową władzę, nie dzieląc włosa na czworo w kwestiach formalnych czy prawnych, ale podkreślając to, że ostateczna legitymacja władzy na Ukrainie musi być legitymacją demokratyczną - stwierdził Komorowski. - Zarzuty prezydenta Putina trochę dla mnie są takie mało przekonywujące. Odniosłem wrażenie, że prezydent Putin występuje w roli na dobrą sprawę sądu konstytucyjnego ukraińskiego, bo wypowiada się w kwestiach konstytucyjności tych zmian za sąd konstytucyjny. Ja bym sugerował, aby powstrzymać się od tego rodzaju opinii i oddać tą kwestię samym Ukraińcom. Oni dokonają nie tylko wyboru, ale mogą także osądzić, czy ta zmiana znajduje potwierdzenie, jest dopuszczalna z punktu widzenia zasad rządzących państwem ukraińskim, czy też nie - kontynuował.
"Groźba wisi w powietrzu"
Prezydent przekazał, że nie powiedziałby teraz, iż jesteśmy już po kryzysie. - Natomiast wydaje się, że słowa pana prezydenta Putina, aczkolwiek w trochę zakamuflowany sposób, ale jednak wyraźnie sugerują, że zrezygnowano z jakichkolwiek planów rozwiązań siłowych na dzisiaj. Taka groźba wisi w powietrzu. Jest rzeczą dziwną, jest nie do zaakceptowania postawa, w której się mówi, że ma się samemu prawo interweniowania w innym kraju - ocenił. Komorowski uważa, że ograniczenie ryzyka użycia siły przez Putina otwiera możliwość do rozwiązań natury politycznej. - Jednego zabrakło w wypowiedzi prezydenta Putina: (...) zgody na umiędzynarodowienia konfliktu, czego domagał się świat zachodni, co wydaje się, że akceptują Ukraińcy. Jeśli prezydent Rosji by to zaakceptował, to jest wtedy jasna droga do rozstrzygnięć natury politycznej, do mediacji, także z udziałem czynników międzynarodowych, takich jak ONZ - ocenił.
"Rosja chcąc ukarać Ukrainę, może ją wzmocnić"
Komentując podział zdań nt. sposobu reakcji wobec wydarzeń na Ukrainie, prezydent odparł: - Taki jest urok demokracji, także demokracji wewnątrzunijnej czy w ramach świata demokratycznego, że nie wszyscy mają ten sam pogląd. Nie ma mechanizmu przymuszającego kogokolwiek do zajęcia tego samego, wspólnego stanowiska. Trzeba nad tym pracować. Według niego nastąpiła gigantyczna zmiana, m.in. ze względu na złamanie prawa międzynarodowego przez stronę rosyjską w wyniku interwencji zbrojnej na Krymie. - Nastąpiła zmiana postaw ogromnej części świata zachodniego, powiedziałbym na rzecz o wiele twardszego potwierdzenia prawa Ukraińców do decydowania o sobie i na rzecz potwierdzenia integralności terytorium ukraińskiego - podkreślił. Komorowski wierzy, że Europa da wspólny głos ws. Ukrainy. - On może być słabszy, ale będzie. Może być mniej zdecydowany, ale będzie. Już jest. Jedno jest pewne: UE i Stany Zjednoczone również, zachowując pewną odrębność jeśli chodzi o skalę ewentualnych sankcji za kontynuowanie agresji czy konfliktu na Krymie i agresji wobec Ukrainy, jednak mówią już jednym głosem o potrzebie udzielenia pomocy - zaznaczył. Zauważył przy tym, że UE nie jest sojuszem militarno-politycznym, ale przede wszystkim gospodarczym. - Więc zrozumiałe jest, że Europejczycy chcą mówić głównie o pomocy ekonomicznej w celu uzyskania konkretnego efektu politycznego. (...) Według mnie skala tej pomocy będzie duża - powiedział. - To dociera do Rosji, że paradoksalnie chcąc Ukrainę ukarać, być może Ukrainę wzmocnią poprzez połączenie dwóch czynników: pomocy finansowej dla Ukrainy i zachęcie albo wymuszeniu drogi reform, a to wiadomo, że prowadzi do niezależności Ukrainy - dodał.
"Musi być jasne, że każda groźba będzie wykonaną"
Komorowski podkreślił, że Polska stoi na tym samym stanowisku co USA wobec jawnej agresji Rosji wobec Ukrainy. - Prezydent Obama to także ode mnie usłyszał. Usłyszał również pełną akceptację dla twardej postawy - przekazał. - Lepiej być ostrym na tym etapie. I musi być jasne, że każda groźba będzie wykonaną groźbą - dodał. Według prezydenta, gdyby Polska i siły NATO wzmocniły obecność militarną na polsko-ukraińskiej granicy, mogłoby to zostać odebrane jako "swoista prowokacja i dolewanie oliwy do ognia". - My jesteśmy zainteresowani uspokojeniem. Ale powiem tak: bez wymachiwania szabelką - ja wolę mieć solidną szablę w garści niż wymachiwać byle szabelką - Polska jest postrzegana jako kraj wiarygodny w obszarze NATO - argumentował. - Przy okazji trzeba powiedzieć, że mam nadzieję, iż ta sytuacja niedobra na wschód od naszych granic będzie przestrogą dla wszystkich, którzy domagają się, żeby na armii oszczędzać. Trzeba utrzymać ten wysoki wskaźnik naszego zaangażowania w budowanie naszych możliwości obronnych - podkreślił Komorowski.
Autor: nsz//gak/kwoj / Źródło: tvn24