Proces rekrutacji na superkomandosa jest trudny, bolesny, wymaga potwornego wysiłku - mówił we "Wstajesz i wiesz" płk Andrzej Kruczyński, były żołnierz GROM. Wyjaśnił, że żołnierze aspirujące do jednostki specjalnej muszą być specjalnie przygotowani. Trzeba mierzyć siły na zamiary, bo - jak powiedział - zbyt ambitni odpadają.
Były komandos przyznał, że zaskoczyła go informacja o śmierci trzech brytyjskich kandydatów na komandosów SAS. Wszyscy zmarli po wyczerpującym procesie selekcji, trwającym cztery tygodnie. - Coś takiego nie powinno się zdarzyć - ocenił. Wyjaśnił, że przy procesie selekcji działa cały sztab zawodowców, którzy nieustannie kontrolują jej przebieg.
Dodał, że dla żołnierza zgubna okazuje się zbyt duża motywacja. - Trzeba mierzyć siły na zamiary. To nie jest sztuka doprowadzić się do skrajnego wyczerpania. Jest moment, kiedy rzeczywiście trzeba powiedzieć stop - powiedział płk Kruczyński.
Zostać komandosem
- Jeśli ktoś myśli, że tylko selekcja jest ostatnim etapem, to się grubo myli, bo cały okres w jednostce, czy to będzie kilka czy kilkanaście lat, to jest permanentna selekcja - powiedział.
Płk Kruczyński powiedział, że proces kwalifikacji na superkomandosa składa się z wielu etapów. Trzeba przejść m.in. kilkugodzinną rozmowę z psychologiem, potem testy sprawnościowe. Jak wyjaśnił, samotne, kilkudniowe marsze po górach są ostatnim etapem kwalifikacji.
Wyjaśnił, że komandos zabiera ze sobą wtedy minimalne racje żywnościowe i specjalnie przygotowany plecak.
- Przepisy wszystko regulują. Jeżeli ktoś trafia na selekcję, dokładnie wie, co może ze sobą zabrać. (...) Wszystkie rzeczy, które nie powinny się znaleźć w plecaku, trafiają do depozytu - powiedział.
Samotna wędrówka po górach ma sprawdzić, jak organizm reaguje w czasie wysiłku, stresu, niedogodności. Zdradził, że niektórym zdarza się rezygnować z rekrutacji ze względu na przymus pracowania w przepoconym czy brudnym ubraniu.
Autor: pk/ ola / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: GROM