W wielu polskich szpitalach brakuje lekarzy – między innymi w Makowie Podhalańskim. Tamtejszy oddział zakaźny został właśnie zamknięty. Podobnie jest w Skierniewicach - na oddziale zakaźnym ostatni lekarze specjaliści odeszli na emeryturę. - Problem jest szerszy. Dotyczy całego kraju – mówi Czesław Płygawko, dyrektor Szpitala Śląskiego w Cieszynie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Puste korytarze i sale chorych na oddziale zakaźnym w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Skierniewicach to rezultat odejścia na emeryturę ostatnich specjalistów.
Likwidowane kolejne oddziały
Dyrektor Jacek Kaniewski przyznaje, że lekarze pracowali i tak dłużej niż musieli, bo wiek emerytalny osiągnęli już jakiś czas temu. Chociaż szpital wciąż szuka specjalistów, korzystając z tradycyjnych ogłoszeń, ale też poczty pantoflowej - chętnych brak.
- Z dojazdami i konkurencją dużych miejscowości, jak w naszym przypadku Łodzi i Warszawy, to wcale nie jest proste – mówi Kaniewski.
Lekarzy nie ma także w Makowie Podhalańskim. Tu oddział zakaźny został zamknięty. Szpital przez dwa lata próbował skompletować personel - w końcu zdecydowano o przeprofilowaniu oddziału.
- Te łóżka, które były wcześniej dostępne na oddziale zakaźnym, zostały przekwalifikowane na oddział paliatywny – informuje rzeczniczka ZOZ w Suchej Beskidzkiej, Monika Wróblewska-Polak.
Zawieszony do tej pory oddział chirurgii dziecięcej Szpitala Śląskiego w Cieszynie, właśnie został zlikwidowany.
- Problem jest szerszy. Dotyczy całego kraju. Śmiem twierdzić, że w szczególności szpitali powiatowych, które przyjmują na siebie największy ciężar obsługi pacjentów – mówi Czesław Płygawko, dyrektor Szpitala Śląskiego w Cieszynie.
"Młodsze pokolenie lekarzy chce mieć swoje życie"
Dyrektorzy szpitali mówią, że gdyby było trzeba, to na zatrudnienie nowych lekarzy znalazłyby się i większe pieniądze, ale nie tylko o pieniądze tu chodzi. Mniejszym ośrodkom szkodzi konkurencja ze strony wielkich miast, które wysysają lekarzy z rynku. Ci zresztą generalnie mniej chętnie zatrudniają się w szpitalach.
Aleksandra Kurowska z "Polityki Zdrowotnej" uważa, że dawniej lekarze "brali na siebie bardzo wiele dyżurów".
- Teraz to młodsze pokolenie też chce mieć swoje życie – wyjaśnia. - Coraz częściej medycy biorą pod uwagę to, że jeśli są po dwudziestu pięciu czy trzydziestu godzinach w pracy, rośnie ryzyko tego, że po prostu popełnią błędy – dodaje.
Zdaniem Aleksandry Kurowskiej lekarze często odpływają do przychodni, gdzie pensje są porównywalne, a praca mniej obciążająca. Wyjeżdżają też za granicę. - Brytyjski Narodowy Fundusz Zdrowia wynajął firmę, która wręcz otworzyła specjalne miasteczko pod Warszawą, gdzie szkoli lekarzy z języka i procedur – przekazuje.
Zamknięty jedyny oddział kardiochirurgii na Podkarpaciu
Zdarza się, że grafiki szpitali są tak napięte, że gdy część lekarzy jedzie na urlop, wszystko się sypie. Tak się stało w Szpitalu Wojewódzkim w Rzeszowie, gdzie z powodu braku anestezjologów na początku sierpnia pojawiły się problemy z realizacją planowych zabiegów kardiochirurgicznych.
W tym tygodniu okazało się, że pomocy nie dostaną tu nawet pacjenci wymagający natychmiastowej intwerwencji lekarskiej.
- Ponieważ jest to jedyny oddział kardiochirurgii na Podkarpaciu, pacjenci będą musieli być przewiezieni do sąsiednich ośrodków w Krakowie, Lublinie i Zamościu – mówi Iwona Karasowska-Stepaniak, zastępca dyrektora do spraw medycznych Podkarpackiego Oddziału NFZ w Rzeszowie.
Autor: asty//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24