Zachowanie policji było absolutnie nieadekwatne do sytuacji. To nadużycie władzy - tak interwencję policji wobec posłanki Koalicji Obywatelskiej Kingi Gajewskiej komentował na antenie TVN24 mecenas Michał Wawrykiewicz z Inicjatywy "Wolne Sądy". Wskazywał, że funkcjonariusze "powinni za to ponieść odpowiedzialność". Dodał, że nawet gdyby na miejscu posłanki była zwykła obywatelka, a postąpiłaby tak, jak Gajewska, to policjanci "nie mogliby się w sposób legalny tak zachowywać, jak się zachowywali".
Posłanka Koalicji Obywatelskiej została siłą doprowadzona do radiowozu przez policjantów i do niego wciągnięta. Incydent, do którego doszło w Otwocku, gdzie odbywało się spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego, nagrała kamera TVN24. Aż trzy komunikaty w sprawie incydentu wydała Komenda Stołeczna Policji. KSP stwierdziła, że policjanci nie wiedzieli, że Gajewska jest posłanką. Sama Gajewska, obecny w trakcie zajścia na miejscu poseł Paweł Zalewski, a także osoby w tłumie głośno informowali funkcjonariuszy o tym, że interweniują wobec posłanki.
Wawrykiewicz: absolutnie była to niezgodna z prawem interwencja
Sprawę komentował na antenie TVN24 mecenas Michał Wawrykiewicz z Inicjatywy "Wolne Sądy".
- Moim zdaniem absolutnie była to niezgodna z prawem interwencja, wręcz skandaliczna. Zachowywanie policji (było - red.) absolutnie nieadekwatne do sytuacji - powiedział. Wskazywał, że policjanci "odebrali jej wolność na krótki czas, zatrzymując, zamykając ją w radiowozie". - Wcześniej widzieliśmy, że szarpali, trzymali ją za rękę. Absolutnie nieadekwatne środki - komentował.
- Nawet jeśli podejrzewali ją o popełnienie wykroczenia, no to nie w ten sposób należy reagować. A w momencie kiedy dowiedzieli się, że jest to posłanka, to natychmiast powinni zaprzestać jakichkolwiek działań. Powinni poprosić ewentualnie o legitymację poselską. Przecież pani posłanka nigdzie nie uciekała, nie oddalała się z miejsca zdarzenia - mówił dalej adwokat.
Dodał, że uważa zachowanie policjantów "za nadużycie władzy i powinni za to ponieść odpowiedzialność".
Reporter TVN24 Jan Piotrowski, który obserwował i relacjonował incydent, podkreślił, że samo wypuszczenie posłanki po tym, jak została zamknięta w radiowozie, nastąpiło bardzo szybko.
Jak mówił dalej mecenas Wawrykiewicz, być może policjanci interweniowali wobec posłanki w związku z ewentualnym wykroczeniem dotyczącym zakłócania zgromadzenia publicznego, czyli artykuł 52 Kodeksu wykroczeń. - Ale - tak jak mówię - to jest wykroczenie, które jest zagrożone karą grzywny. A zatem ewentualnie gdyby taki zarzut chciano jej postawić, to są od tego odpowiednie procedury - tłumaczył.
Jednocześnie wskazywał, że "nie wolno zatrzymywać posła". - Chroni go przed tym konstytucja, artykuł 105. Chroni go Ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora, artykuł 10. Nie wolno tego zrobić policji w sposób świadomy i jeszcze na dodatek taki brutalny, używając przemocy.
Policja w jednym z komunikatów po incydencie napisała we wtorkowy wieczór, że "interwencja nie miała charakteru zatrzymania", a było to "doprowadzenie osoby podejrzanej o wykroczenie w celu wylegitymowania".
Poseł lub senator nie może być zatrzymany lub aresztowany bez zgody Sejmu lub Senatu, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa i jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania.
Poseł nie może być zatrzymany lub aresztowany bez zgody Sejmu, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa i jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. O zatrzymaniu niezwłocznie powiadamia się Marszałka Sejmu, który może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego.
Wawrykiewicz: nawet gdyby to była zwykła obywatelka, policjanci nie mogliby się w sposób legalny tak zachowywać
Wawrykiewicz został także zapytany o to, czy gdyby to nie była interwencja wobec posłanki, to czy można by ją było uznać za standardową.
- Również nie, dlatego że, tak jak powiedziałem, jeśli mielibyśmy do czynienia z podejrzeniem popełnienia wykroczenia z artykułu 52 Kodeksu wykroczeń, czyli zakłócania zgromadzenia publicznego, to policja może zastosować adekwatne środki, które przystają do sytuacji - zwracał uwagę mecenas.
- Gdyby ta osoba podejrzana uciekała, gdyby stosowała siłę, gdyby próbowała wyrywać się, no to wtedy ze strony policji mogą być zastosowane środki adekwatne, żeby uniemożliwić podejrzanemu na przykład oddalenie się z miejsca zdarzenia. Natomiast tutaj, niezależnie od tego, czy pani posłanka Gajewska ma mandat poselski, czy też nie, no to ona zachowywała się w sposób absolutnie spokojny, próbowała tłumaczyć, próbowała wyjaśniać, próbowała się wylegitymować, ale nie mogła tego zrobić w sytuacji, w której miała skrępowane ręce, w której policjanci brutalnie ją szarpali - mówił.
- Więc także wówczas, gdyby była to po prostu obywatelka, protestująca aktywistka podczas demonstracji, policjanci nie mogliby się w sposób legalny tak zachowywać, jak się zachowywali - dodał.
Oświadczenie policji
Stołeczna policja wydała we wtorek wieczorem komunikat w sprawie zdarzenia. "Policjanci, podejmując interwencje w Otwocku, wobec jednej z osób nie mieli świadomości, że mają do czynienia z Panią Poseł. Niezwłocznie po okazaniu legitymacji poselskiej czynności legitymowania zaprzestano" - czytamy.
W drugim komunikacie dodano, że "ta interwencja jest przedmiotem wyjaśnień Wydziału Kontroli". "Podkreślamy, że policjanci nie znają wszystkich osób posiadających immunitet. Niezbędną wiedzę uzyskują dopiero po okazaniu legitymacji" - napisano.
"Podkreślamy, że dzisiejsza interwencja nie miała charakteru zatrzymania. Polegała ona na doprowadzeniu osoby podejrzanej o wykroczenie do radiowozu celem legitymowania. Zaprzestano czynności niezwłocznie po okazaniu legitymacji" - dodano we wpisie opublikowanym w następnej kolejności.
Kolejne wpisy pojawiły się kilka godzin później, około godziny 23. Tym razem policja opublikowała trzy nagrania z interwencji wobec posłanki - z kamery na mundurze jednego z policjantów.
"Jesteśmy transparentni. Nagranie pełne, bez cenzury, dzięki kamerom nasobnym, w które systematycznie wyposażamy policjantów. Policjanci nie mają obowiązku znać każdego z 460 posłów i 100 senatorów" - napisano w komentarzu do każdego z nich.
Kinga Gajewska, goszcząc w "Kropce nad i" w TVN24, odniosła się do słów policji, która tłumaczyła, iż policjanci nie mieli świadomości, że interweniują wobec posłanki. - To nie jest prawda. Policja była informowana wielokrotnie przez cały tłum, przez posła (Pawła - red.) Zalewskiego i przeze mnie osobiście, indywidualnie - wskazała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24