Bat na szpitale dzierży Narodowy Fundusz Zdrowia. Są nim kary finansowe za niewłaściwe wywiązywanie się z kontraktów. Tyle, że szpitale płacą kary z pieniędzy przeznaczonych na leczenie. Tak naprawdę ich ciężar ponoszą więc chorzy. Gdzie sens, gdzie logika? - pytają lekarze i organizacje pacjentów.
Kolejny raz groźba nałożenia kary przez Narodowy Fundusz Zdrowia zawisła nad szpitalem w wielkopolskiej Wrześni. Pod koniec września doszło tam do sytuacji, w której choremu na wrodzoną łamliwość kości dziesięciolatkowi, z gipsem od stopy po pachwinę, odmówiono specjalistycznego transportu do domu. Chłopiec wracał ze szpitala, leżąc na tylnej kanapie prywatnego samochodu matki.
Zadanie niewykonane - pieniądze do zwrotu
Gdy sprawa stała się głośna, zainteresowali się nią: Ministerstwo Zdrowia, Narodowy Fundusz Zdrowia, rzecznik praw pacjenta oraz wojewoda wielkopolski. Rzeczniczka Ministerstwa Zdrowia nie wykluczyła, że NFZ nałoży na szpital karę umowną z tytułu nienależytego wykonania świadczenia.
NFZ do umów ze szpitalami podchodzi bowiem cywilistycznie.
- Pomiędzy funduszem a świadczeniodawcą powstaje więź prawna o charakterze cywilnoprawnym. Kontrola funduszu ma na celu stwierdzenie, czy świadczeniodawca - kontrahent funduszu - należycie wykonał zobowiązanie wynikające z umowy i w konsekwencji określa możliwość zastosowania sankcji cywilnoprawnej, jaką jest zastrzeżona w umowie kara umowna - tłumaczy wiceminister zdrowia Piotr Warczyński.
Poseł tropi nieudacznictwo
O wytłumaczenia tej zależności wystąpił poseł poprzedniej kadencji Henryk Kmiecik (PSL). Skierował interpelację...
..."w sprawie skandalicznego przeprowadzania kontroli przez Narodowy Fundusz Zdrowia i nakładania wysokich kar na lekarzy przez co następuje drastyczne pogorszenie opieki zdrowotnej pacjentów leczonych w ramach kontraktów z NFZ".
"Czy podziela Pan Minister to, że płatnicy składki zdrowotnej mają prawo do wykorzystania pieniędzy z tych składek na ich leczenie, a nie na płacenie wysokich gaż nieudacznikom zatrudnionym w NFZ bądź ministerstwie?" - pytał poseł Kmiecik.
Urzędujący wiceminister w imieniu resortu dyplomatycznie przemilczał surowy pogląd posła na kwalifikacje urzędników zajmujących się zdrowiem publicznym. Stanowczo jednak stwierdził, że koszty administracyjne NFZ stanowiły w 2015 r. jedynie 1,02 proc. udziału w ogólnych kosztach Funduszu.
Zwrócony pieniądz zostaje w systemie
Pieniądze z kar umownych nakładanych przez kontrolerów NFZ na przychodnie i szpitale nie są przeznaczane na utrzymanie Funduszu - zapewnia tvn24.pl rzeczniczka państwowego ubezpieczyciela zdrowotnego Sylwia Wądrzyk-Bularz.
- To są pieniądze na leczenie. Nie mogą być przeznaczone na nic innego. Jeżeli wracają do NFZ, to zostają w systemie i otrzymują je inni świadczeniodawcy - zapewnia rzeczniczka. - Pragnę też zauważyć, że kary finansowe stosowane są przez kontrolerów funduszu niezmiernie rzadko. Najczęściej jest wyznaczany termin na usunięcie nieprawidłowości pod rygorem utraty kontraktu - dodaje.
Jak stosowanie kar przez NFZ wygląda w liczbach? W minionych trzech latach tak zwane podmioty lecznicze w całej Polsce otrzymywały od funduszu od 63 do 69 miliardów złotych rocznie. Z tego w postaci kar i zakwestionowanych świadczeń zwracały NFZ-owi w sumie 100-135 mln zł, czyli 0,15-0,19 proc. budżetu NFZ na leczenie ogółem.
Tak to wygląda w ujęciu statystycznym w skali ogólnokrajowej. W przypadku konkretnych szpitali bywa, że konieczność zapłacenia kary odbija się na pacjentach.
Na końcu i tak są pacjenci
Najgłośniejszym bodaj dotąd przypadkiem sankcji od NFZ była kara nałożona na szpital wojewódzki we Włocławku po śmierci w łonie matki dwojga bliźniąt, które można było uratować. Wojewódzki oddział Funduszu nałożył na szpital maksymalną przewidzianą przez prawo karę umowną w wysokości dwóch procent rocznego kontraktu. W 2014 roku było to 1,7 mln zł.
Widmo tej kary zagroziło płynności finansowej szpitala. Pacjenci skarżyli się lokalnym mediom, że lekarze na oddziałach zapowiadali koniec leczenia i roztaczali perspektywę przenosin do innych placówek. Ostatecznie wskutek odwołania złożonego przez dyrektora do centrali NFZ kara została zmniejszona do zaledwie 75 tys. zł, co stanowiło też dwa procent, tyle że budżetu oddziału położnictwa.
Przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere" Adam Sandauer zwraca uwagę, że nawet jeżeli pieniądze z kar płaconych przez szpitale zostają w systemie, to pacjenci i tak są poszkodowani. Bo jeżeli szpital z powodu konieczności zapłacenia kary tnie budżet, to część pacjentów nie może skorzystać z jego usług, musi szukać innych możliwości leczenia, traci czas i ponosi koszty dojazdów do innej lecznicy.
- Tego typu sposób karania jest według mnie mocno wątpliwy - mówi nam dr Sandauer. - Nie powinno się karać szpitala, zabierając mu pieniądze przeznaczone na leczenie ludzi - przekonuje.
Lekarz jak felczer
Jeszcze ostrzej ocenia ten system internistka dr n. med. Krystyna Knypl, redaktor naczelna branżowego miesięcznika "Gazeta dla Lekarzy".
- To jest bzdura! To nieprzyjazne i wybitnie represyjne rozwiązane, które nie czyni pacjentów zdrowszymi, a lekarzy lepszymi. To prowadzi do felczeryzacji zawodu lekarza. Mając w świadomości widmo kar lekarz zaczyna ważyć, czy kierować się dobrem pacjenta czy tylko, jak felczer, dochować procedur, aby nie ponieść kary - mówi Knypl portalowi tvn24.pl.
Zdaniem lekarki karanie w medycynie nie jest skuteczną drogą do poprawy jakości leczenia i minimalizowania ryzyka błędów. W jej opinii należy stawiać na drobiazgowe i publiczne wyjaśnianie błędów i wyciąganie z nich wniosków na przyszłość.
Bez konsekwencji nie ma dyscypliny pracy
O tym, że kary są mimo wszystko potrzebne, bo bez widma konsekwencji nie ma dyscypliny i przestrzegania procedur, przekonany jest jednak przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere".
- Chodzi jednak o to, żeby były to kary sprawiedliwe, a konsekwencje ponosili ci, którzy rzeczywiście dopuścili się zaniedbań i błędów. Bo obecny system stwarza ryzyko, że skutki tych kar w największym stopniu dotykają Bogu ducha winnych pacjentów. Uważam, że więcej powinniśmy oczekiwać od organów prowadzących szpitale: ministerstwa, marszałków województw czy starostów. To oni w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości powinni pozbawiać premii, obniżać pensje, albo nakładać kary finansowe na dyrektorów. Możliwe są też inne systemowe rozwiązania, ale od tego są rządzący, żeby je rozumnie wprowadzali w życie - konstatuje Adam Sandauer.
Na razie rządzący nie przewidują systemowej zmiany w systemie karania szpitali za zaniedbania. Jedynie p.o. prezes NFZ Andrzej Jacyna zapowiedział na początku kwietnia, że fundusz ma być mniej surowy dla szpitali, a kary finansowe będą nakładane tylko w wyjątkowych przypadkach.
W pierwszym kwartale fundusz nałożył na podmioty lecznicze obowiązek zwrotu 35,6 mln zł, czyli proporcjonalnie o połowę mniej niż w roku ubiegłym.
Autor: (jp)//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fakty w Południe/TVN24