"Gazeta Wyborcza" donosi, powołując się na źródła w ukraińskim MSZ, że mimo wyraźnych sygnałów ze strony Ukrainy prezydent Karol Nawrocki nie ma zamiaru odwiedzić Wołodymyra Zełenskiego w Kijowie. Od objęcia przez Nawrockiego w sierpniu urzędu głowy państwa - przywódcy nie odbyli oficjalnego spotkania, rozmawiali telefonicznie.
Na czym polega problem i czy w ogóle istnieje? Na to pytanie odpowiadał w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 Marcin Przydacz, szef Biura Polityki Międzynarodowej w Pałacu Prezydenckim. - Jeśli pan prezydent Zełenski chce zobaczyć Karola Nawrockiego, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wsiadł w pociąg i przyjechał do Warszawy na spotkanie - powiedział.
Dopytywany, czy biorąc pod uwagę większe doświadczenie polityczne Zełenskiego, to nie Nawrocki powinien jako pierwszy złożyć wizytę prezydentowi Ukrainy, Przydacz stwierdził: - Nie ma takich zasad w dyplomacji. Znaczy jest to częstą zasadą, ale nie zawsze.
Jako przykład podał wizytę przywódców państw bałtyckich (Litwy, Łotwy, Estonii i Danii) w Polsce, po objęciu urzędu przez Nawrockiego. - Czyli można, jeżeli się chce zabiegać o dobre relacje - skomentował gość TVN24.
Przydacz z radą dla Kijowa: Nawrocki oczekuje konkretów
Konrad Piasecki dociekał, czy jest szansa, aby to Nawrocki pojechał jako pierwszy z wizytą do Zełenskiego.
- Nie wiem, zobaczymy, jak dialog polsko-ukraiński się potoczy, wszystko będzie też zależało od konkretów, co się będzie działo w dialogu historycznym, co się będzie działo w dialogu gospodarczym, będziemy planować te działania na przyszłość, ale w zależności też od postępów w tych sprawach, na których prezydentowi zależy - powiedział.
Szef BPM zaznaczył, że prezydent zawsze oczekuje od wizyt zagranicznych konkretów. - Gdybym miał w jakikolwiek sposób podpowiadać stronie ukraińskiej, jak tutaj doprowadzić do bliższych kontaktów, to posuwałbym te sprawy konkretne naprzód, na przykład w tematyce historycznej, wtedy wizyta głowy państwa ma być pewnego rodzaju finałem jakiegoś procesu, a nie jego początkiem - podkreślił gość TVN24.
Pytany, czy po obu stronach pojawiło się formalne zaproszenie, Przydacz odpowiedział twierdząco.
Kara za propagowanie banderyzmu? Przydacz: wszystkie inne instrumenty zawiodły
W kontekście relacji polsko-ukraiński szef BPM mówił też o prezydenckim projekcie ustawy penalizującej "propagowanie ideologii banderyzmu". Zapytany o to, dlaczego ten pomysł pojawia się w momencie rosyjskiej agresji na Ukrainę, Przydacz przekonywał, że "wszystkie inne instrumenty zawiodły".
- W zakresie polityki bezpieczeństwa i wsparcia ukraińskiego wojska Polska robiła tu przez ostatnie trzy lata chyba więcej niż zdecydowana większość państw europejskich (…). Naprawdę w momencie próby to my wsparliśmy Ukrainy i nie mamy sobie nic do zarzucenia - podkreślił minister.
Jak dodał, "nie możemy pozwolić na to, aby także i w ramach Polski zaczynały się szerzyć ideologie i pomysły, które są niebezpieczne dla naszej strony".
Przydacz: Trump próbuje jeszcze negocjować z Rosją
Prezydent USA Donald Trump zasugerował w trakcie ostatniego spotkania z Zełenskim, że nie sprzeda Ukrainie pocisków rakiet Tomahawk, gdyż Stany Zjednoczone ich potrzebują. O znaczeniu tego rodzaju broni dla Kijowa pisaliśmy w TVN24+.
Szef BPM analizował, dlaczego amerykański przywódca podjął taką decyzję. - Mówiąc zupełnie wprost, dlatego że tak myślę, że próbuje negocjować jeszcze z Federacją Rosyjską i używa tego argumentu jako straszaka - skomentował.
Gość TVN24 został zapytany, czy nie lepszym "straszakiem" byłaby broń dla Ukrainy. - Gdyby to ode mnie zależało, to nie zastanawiałbym się nawet sekundy. Ale to jest prezydent Stanów Zjednoczonych, a nie szef Biura Polityki Międzynarodowej i Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej - odpowiedział.
- My uważamy, że trzeba rozmawiać z Rosją dużo ostrzej i z pozycji siły. Amerykanie zdają się to rozumieć, ale czasami zostawiają sobie ten argument na później - przekonywał.
- Tak samo w kontekście zamknięcia rynku indyjskiego dla rosyjskiej ropy. Najpierw prezydent Trump wychodzi, mówi: "zamknę rynek indyjski, nie będzie Putin tam wysyłał swojej ropy i pozyskiwał pieniędzy". Później się okazuje, że robi krok w tył, później znów tym straszy - kontynuował.
Zdaniem Przydacza "to jest wszystko w ramach tworzonych negocjacji". - Życzyłbym sobie, żeby te negocjacje do czegoś doprowadziły, ale zostawiam duży, duży margines na to, że niestety one nie doprowadzą do finału - ocenił minister w kancelarii prezydenta Nawrockiego.
Autorka/Autor: os/ads
Źródło: TVN24. "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24