Karaluchy w mieszkaniach, szczury w piwnicy, a za oknami niewyobrażalny smród. W takich warunkach żyją mieszkańcy Morlin koło Ostródy. Przyczyną ich gehenny jest wysypisko z tysiącami ton gnijących odpadów. Po wizycie reportera "Blisko Ludzi" telewizji TTV, w Morlinach wreszcie zaczęło się coć dziać. Dziś rządzi tam nowy wójt, a śmierdzące śmieci ciężarówkami wywożone są do sortowni.
Karaluchy, prusaki, szczury i potworny fetor to codzienność mieszkańców Morlin pod Ostródą. Wszystko przez górę śmieci, które leżą w bezpośrednim sąsiedztwie domów. W sumie gnijących odpadów jest 20 tys. ton.
- To nie jest życie, to jest wegetacja, uciekanie przed wszystkim. Tu, w naszym miejscu zamieszkania, to jest wykańczalnia - mówi Marianna Olszewska, mieszkanka Morlin. Teraz mieszkańcy w końcu będą mogli odetchnąć z ulgą, gdyż źródło ich koszmaru - gigantyczna hałda gnijących odpadów - sukcesywnie zaczyna znikać, a widok ładowarek i ciężarówek usuwających śmieci daje nadzieję, że w mieszkaniach nie pojawią się już karaluchy. Cuchnący problem
Jak informował we wrześniu ubiegłego roku program "Blisko Ludzi", emitowany w telewizji TTV, w miejscu wysypiska do 2011 roku działała sortownia śmieci, ale właściciel interesu - prywatne przedsiębiorstwo usług komunalnych - wycofał się. Śmieci jednak zostały. Władze samorządowe dostrzegały problem, ale śmieci nikt nie miał zamiaru wywozić. Problemem były pieniądze - koszt utylizacji i wywozu śmieci to od 4 do 5 mln zł, na które ani gmina, ani starostwo pozwolić sobie nie mogły. Zwrot akcji nastąpił dopiero po interwencji reportera "Blisko Ludzi". - Lepiej późno niż wcale. Długo z tym walczyliśmy, żeby to wywieźć. Dobrze, że nowy wójt się tym zainteresował i zaczęło się wywożenie - podkreślił sołtys Morlin, Henryk Krużewski.
Autor: dp/tr / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV