Do płockiej prokuratury wpłynęło zażalenie Marty Kaczyńskiej na odmowę wszczęcia postępowania ws. inwigilacji Lecha Kaczyńskiego. Ma to związek z decyzją prokuratury, która uznała, że do inwigilacji ówczesnego prezydenta - podczas śledztwa ws. ujawnienia raportu ABW dotyczącego incydentu w Gruzji w 2008 r. - nie doszło.
Pełnomocnik Marty Kaczyńskiej mec. Grzegorz Ksepko stwierdził, że "należało przynajmniej przeprowadzić czynności dowodowe, żeby ewentualnie wykluczyć popełnienie przestępstwa". - Odmowa wszczęcia postępowania oznacza, że prokurator wziął zawiadomienie, przeczytał i stwierdził, że nic nie będzie robił, bo i tak nie ma przestępstwa - powiedział Ksepko. I dodał: - Nie sprawdzono czy do przestępstwa doszło, a priori przyjęto, że nie.
Rzeczniczka płockiej prokuratury Iwona Śmigielska-Kowalska powiedziała, że badając informacje i dokumenty ABW oraz warszawskiej prokuratury okręgowej z prowadzonych postępowań prokurator uznał, iż nie doszło do inwigilacji Lecha Kaczyńskiego. Decyzja prokuratury jest nieprawomocna.
Na początku lutego PiS złożył w Prokuraturze Generalnej zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez ABW. Sprawę przekazano następnie warszawskiej prokuraturze apelacyjnej, by zdecydowała, która jednostka zbada zawiadomienie. Ostatecznie podjęto decyzję, że będzie to płocka prokuratura okręgowa - prokuratura mogła wszcząć śledztwo lub tego odmówić.
"Polska Watergate"
W styczniu "Rzeczpospolita" napisała, że podczas śledztwa ws. ujawnienia raportu "sprawdzano billingi urzędników z kancelarii poprzedniego prezydenta". Sięgnięto rzekomo do zapisów połączeń Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Do wszystkich danych dostęp miała ABW.
Po tej publikacji PiS ocenił, że to sprawa "na skalę amerykańskiej afery Watergate".
23 listopada 2008 r. konwój samochodów z prezydentem Lechem Kaczyńskim i prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim został zatrzymany przy granicy z Osetią Południową. Rozległy się strzały. Nikomu nic się nie stało. Powołując się na tajny raport ABW, "Dziennik" napisał, że za najbardziej prawdopodobną wersję uznano w dokumencie, iż "sytuacja mogła być wykreowana przez stronę gruzińską". Według ujawnionych ustaleń, polskie Biuro Ochrony Rządu nie znało szczegółów wyjazdu na granicę, a w chwili, gdy padły strzały, Lech Kaczyński - przebywający razem z prezydentem Gruzji - nie miał właściwej obstawy.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24