- Byłem śledzony przez CBA, ktoś sprawdzał pocztę elektroniczną mojego syna, a służby specjalne sprawdzały moje billingi telefoniczne - opowiada "Gazecie Wyborczej" Janusz Kaczmarek. Były szef MSWiA zaprzeczył w TVN24 , że to on był źródłem przecieku w sprawie akcji CBA.
W wywiadzie dla "GW" Kaczmarek zdradza, że o planowanej akcji CBA w resorcie rolnictwa powiadomił go sam Zbigniew Ziobro. Dlaczego? - Nie mam pojęcia. Może chciał, aby jak najwięcej ludzi o tym wiedziało - domyśla się były minister. - Może już wcześniej chlapnął komuś o akcji i chciał poszerzyć krąg ludzi, którzy o tym wiedzieli. W ten sposób rozmyłby swoją odpowiedzialność - dodaje.
Żyjemy w państwie totalitarnym. Bo oni specjalnie czekali, aż wyjadę na urlop, żeby rozpocząć tę kampanię. Janusz Kaczmarek
Były szef MSWiA zapewnia, że w jego mieszkaniu służby nie mogły nic znaleźć, "bo jest niewinny". Zaraz jednak dodaje: - Ale miałem obawy, że coś w moim mieszkaniu przybędzie.
Kaczmarek już od kilku tygodni miał sygnały, że dostał się do "kręgu podejrzeń". Ktoś sprawdzał pocztę elektroniczną jego syna, a pod jego domem krążył samochód Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Skąd to wie? - spytała "GW". - Policjanci, którzy mnie ochraniają, zauważyli to auto, jak krąży, więc zatrzymali do kontroli. Ale siedzący w nim mężczyźni zachowywali się niegrzecznie, więc policjanci chcieli ich zabrać na komisariat. Wtedy pokazali legitymacje CBA - opowiada Kaczmarek.
Według niego, służby specjalne w ciągu minionego roku sprawdzały też telefoniczne billingi jego i komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego.
-Żyjemy w państwie totalitarnym. Bo oni specjalnie czekali, aż wyjadę na urlop, żeby rozpocząć tę kampanię. Przecież dzień przed wyjazdem rozmawiałem z premierem i żadnych sygnałów nie było, abym miał trafić do kręgu podejrzeń - skarży się Kaczmarek.
Z kolei "Dziennikowi" Kaczmarek opowiada o konflikcie ze Zbigniewem Ziobrą. Minister sprawiedliwości powiedział na wczorajszej konferencji prasowej, że zbeształ swojego kolegę z rządu za spotkanie z Janem Kulczykiem: - Słucham?! To już najczystsza niegodziwość - komentuje wyraźnie zdziwiony Kaczmarek. - Otóż faktycznie spotkałem się z Janem Kulczykiem. Nie po kryjomu. Pan Kulczyk wchodził przez biuro przepustek, sekretarka robiła mu kawę. Ale jeszcze istotniejszy jest powód, dla którego się z nim widziałem. Otóż odwiedził mnie jako świeżo wybrany wiceszef Zrzeszenia Prawników Polskich. Wcześniej szef tego stowarzyszenia widział się z ministrem sprawiedliwości. Kulczyk odwiedził mnie, aby kontynuować rozmowę, którą rozpoczął szef tego stowarzyszenia - tłumaczy Kaczmarek.
W rozmowie z TVN24 Janusz Kaczmarek powiedział też, że nie rozmawiał z Jarosławem Netzlem ani Leszkiem Woszczerowiczem o planowanej akcji CBA. - Nie było też kolacji z Ryszardem Krauze - dodaje.
- Nie znam w ogóle pana posła Woszczerowicza - podkreślił były szef MSWiA. Dodał też, że "dobrze zna metody działania ministra Ziobry i najlepiej by było, aby obydwie sprawy (kolację i przeciek - red.) wyjaśniła sejmowa komisja śledcza".
Uzasadniając dymisję Kaczmarka, premier mówił, że znalazł się on w kręgu podejrzeń w związku z przeciekiem z akcji CBA w "aferze gruntowej". W mediach pojawiły się spekulację, że Kaczmarek w przeddzień akcji CBA w resorcie rolnictwa zjadł kolację z Ryszardem Krauze, z którym miał podzielić się swoją wiedzą o działaniach służb. Inne spekulacje mówią, że Kaczmarek miał powiedzieć o akcji CBA posłowi Samoobrony Leszkowi Woszczerowiczowi i Jaromirowi Netzlowi.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie bada, kto był źródłem przecieku, który spowodował przerwanie akcji CBA w resorcie rolnictwa. Zakończyła się ona zatrzymaniem i aresztowaniem dwóch osób oraz dymisją Andrzeja Leppera ze stanowiska wicepremiera i ministra rolnictwa. Prokuratura nie udziela żadnych informacji.
Źródło: TVN24, Gazeta Wyborcza