"Jest w porządku", "w kurortach spokojnie", "wojska tyle, co w telewizji" - uspokajają polscy turyści wracający z Egiptu. Wszyscy zapewniali, że czuli się bezpieczni. Część Polaków zdecydowała się jednak skrócić urlop w obawie przed tym, co może się jeszcze wydarzyć. Przez największe miasta Egiptu od tygodnia przelewa się fala protestów. Podczas demonstracji, według niektórych źródeł, mogło już zginąć nawet 300 osób.
Do Polski z Szarm el-Szejk powróciły dzisiaj wieczorem dwie grupy turystów. Polacy wylądowali na lotniskach w Poznaniu i we Wrocławiu. Pytani o sytuację w Egipcie, zapewniali, że w kurortach jest spokojnie, na ulicach nie ma policji, ani czołgów. Widać jednak, że robi się pusto.
- Jest porządku. Wojna, ale w Kairze. W kurortach wzmocniono jedynie ochronę przy hotelach - mówił pan Dariusz. - Szarm jest enklawą, ludzie z zewnątrz nie mają tam wstępu - zapewniała pani Alicja na lotnisku w Poznaniu. Przyznała jednak, że od dwóch dni brakuje niektórych artykułów w sklepach. Podobnie jest z benzyną. - Wszyscy tankują na zapas -dodała.
Bali się, że nie wrócą
Większość turystów zdecydowała się jednak na skrócenie urlopu w Egipcie, głównie w obawie przed pogorszeniem się sytuacji. - Baliśmy się, że przez demonstrację zamkną przestrzeń powietrzną i nie byłoby możliwości powrotu - wyjaśniała pani Zofia.
Protesty na ulicach egipskich miast trwają już tydzień. Dotychczas to policja próbowała brutalnie pacyfikować przeciwników dyktatury. Wojsko, od pojawienia się na ulicach w piątek, zachowuje spokój i działa jedynie jako straszak nie stosując siły.
Nie ma oficjalnej liczby ofiar starć między siłami porządkowymi a demonstrującymi. Agencja AFP podaje, że podczas tygodniowych zamieszek zginęło 125 osób. Według Reutera, bilans ten jest jeszcze wyższy - mowa jest o 138 zabitych.
Polskie ministerstwo spraw zagranicznych zdecydowanie odradza Polakom wyjazdy do Egiptu. Niektóre biura podróży zawiesiły wycieczki do egipskich kurortów.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24