Zgodnie z prawem szef rządu przyjmuje lub odrzuca sprawozdanie z rocznej pracy prokuratora generalnego. Odrzucenie tego dokumentu oznaczałoby otwarcie drogi do dymisji prokuratora przed upływem kadencji, o czym może zdecydować Sejm. I tego chciał minister sprawiedliwości Marek Biernacki, który już w lipcu br. negatywnie zaopiniował sprawozdanie Seremeta.
Minister postawił szereg zarzutów szefowi prokuratury, m.in nieodpowiedzialne postępowanie, marnowanie czasu, nieprzygotowanie prokuratury do uchwalonej reformy prawa karnego i nawoływanie, by od niej odstąpić.
- To absurd. Prokurator wykonuje przepisy każdej uchwały, która wchodzi w życie - ripostował wtedy rzecznik prokuratury, Mateusz Martyniuk.
Marek Biernacki zarzucił również Andrzejowi Seremetowi, że źle zarządza PG, bo zbyt wielu prokuratorów nadzoruje śledztwa, a zbyt mało je prowadzi. - Trwanie przy dotychczasowym sposobie organizacji pracy prokuratury i brak wyraźnych działań, które już dziś zwiększałyby jej potencjał, należy uznać za dużą słabość kierownictwa tego organu - napisał minister w swojej opinii dla szefa rządu.
Prokurator Seremet odpowiedział ostro: "Minister sprawiedliwości uniemożliwiał prokuratorowi generalnemu dokonywanie nawet niewielkich i oczywistych zmian organizacyjnych w działaniu prokuratury. Chodzi o uniemożliwianie (...) dostosowywania obszary działania kilku prokuratur do obszaru działania sądu w apelacji warszawskiej i gdańskiej poprzez utrzymywanie w mocy rozporządzenia niezgodnego z Konstytucją" - napisał.
Spór wręcz osobisty
Tegoroczne sprawozdanie Andrzeja Seremeta było już kolejnym, negatywnie ocenionym przez ministra sprawiedliwości. Jednak decyzja premiera Donalda Tuska przecina wszelkie spekulacje i oznacza, że wziął on stronę prokuratora generalnego. - To oznacza koniec Marka Biernackiego jako ministra sprawiedliwości. Bardzo wątpliwe jest, aby nawet w innej roli znalazł się w przyszłym rządzie Ewy Kopacz - uważa jeden z wpływowych polityków Platformy Obywatelskiej.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl)//plw / Źródło: tvn24