Objechał Polskę na rowerze, by zebrać pieniądze na rehabilitację swojego wnuka Olinka. Jan Baranik w miesiąc pokonał ponad trzy tysiące kilometrów na rowerze. Po ponad 30 dniach wyczerpującej podróży dotarł w niedzielę do Ustronia. W rozmowie z reporterką TVN24 przyznał, że po zakończonym wyzwaniu były łzy wzruszenia.
63-letni Jan Baranik, dziadek Olinka, wyruszył z Ustronia 17 lipca. Pokonywał około sto kilometrów dziennie, by w niedzielę, po miesiącu wyprawy, wrócić do Ustronia.
To kolejny wyczyn, za pomocą którego dziadek nagłaśnia zbiórkę pieniędzy na kosztowną, codzienną rehabilitację wnuczka, leki i nowy wózek. W zeszłym roku mężczyzna przeszedł pół tysiąca kilometrów w Beskidach.
Jego wnuk zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym czterokończynowym, wrodzoną wadą układu moczowego, zespołem Aspergera, ADHD, zaburzeniami integracji sensorycznej i opóźnieniem psychoruchowym.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ponownie ruszył w Polskę, żeby zbierać pieniądze na rehabilitację Olinka. "Dystans mnie nie przeraża"
Dziadek Olinka: były łzy wzruszenia
W niedzielę z dziadkiem Olinka rozmawiała reporterka TVN24 Małgorzata Marczok.
- Były łzy wzruszenia? - pytała. - No były, bo to jednak okres bardzo długi, a dużo czasu spędzamy ze sobą (z wnukiem - red.), wzajemnie tęskniliśmy (za sobą - red.) - przyznał.
Baranik mówił także o tym, co pomagało mu w trudach wielodniowej wyprawy. -Zawsze miałem jedną myśl, że na drugi dzień muszę dojechać do określonego celu. Bo myślenie o tym, ile mi zostało, ile zrobiłem, jakie są trudności, mogłoby zniechęcić. Bo wyprawa jest trudna, daleka, po drodze (są) różne przeciwności. Także przede wszystkim myśl o Olku i to, żeby następnego dnia dojechać do następnego celu - wskazywał.
Mówił, że jest także bardzo szczęśliwy, że na koncie internetowej zbiórki wciąż przybywa pieniędzy, które pokryją rehabilitację jego wnuka. Baranik opowiadał, że teraz przed nim i Olinkiem parę dni relaksu, ale dodał, że niebawem chciałby go zabrać w góry.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24