Czy w czasie akcji ratunkowej na S8, gdzie w sobotę doszło do tragicznego w skutkach karambolu, panował chaos? "Dziennik Łódzki" twierdzi, że świadczą o tym nagrania rozmów pomiędzy dyspozytorami pogotowia ratunkowego w Łodzi, Rawie Mazowieckiej i Grodzisku Mazowieckim oraz Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Łodzi. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zlecił już kontrolę działań służb ratunkowych. Sprawę wyjaśnia też prokuratura i Narodowy Fundusz Zdrowia.
Gazeta opublikowała kilka rozmów dyspozytorów. Zostały one zmontowane w ponad dwuminutowe nagranie mające świadczyć o tym, że podczas akcji ratunkowej na drodze S8 koło Kowies (Łódzkie) panował chaos. Według nieoficjalnych informacji TVN24 nagranie pochodzi od firmy "Falck", której karetka uczestniczyła w akcji. "Falck" temu zaprzecza. Staramy się o cały zapis rozmów od pogotowia ratunkowego.
"Dziennik Łódzki" przypomina, że pierwsze zgłoszenie o wypadku wpłynęło do Centrum Powiadamiania Ratunkowego (CPR) w Łodzi o godz. 23.27, zaś pierwsza karetka pojawiła się na miejscu dopiero o godz. 23.57. Zgodnie z relacją gazety, dyspozytor łódzkiego pogotowia ratunkowego przyjął zgłoszenie od operatora CPR o godz. 23.33. Przy czym, przez blisko 3 minuty operator i dyspozytor ustalali między sobą dokładną lokalizację miejsca wypadku. W pewnym momencie operator CPR sugerował nawet, że może nie chodzi o S8 tylko o autostradę A2. Dyspozytor z Łodzi wysłał na miejsce karetkę specjalistyczną ze Skierniewic. O 23.57. pierwsza na miejsce dojechała jednak karetka podstawowa z Białej Rawskiej. Potem przyjechały dwa zespoły specjalistyczne - z Rawy Mazowieckiej i ze Skierniewic (ambulans łódzkiego pogotowia). Lekarz z łódzkiej karetki przekazał informację, że nie potrzeba już na miejscu więcej karetek. Dyspozytor z Łodzi zgodził się na zawrócenie karetki Falcka z Żyrardowa. W międzyczasie na miejsce dojechał jeszcze zespół z Lipiec Reymontowskich.
Brak lekarza
Jak pisze gazeta, lekarz z łódzkiej karetki zwrócił się następnie do dyspozytora z informacją, że na miejscu potrzebne są jednak dodatkowe karetki. Jest wtedy godz. 0.46, a poszkodowani czekają na pomoc już blisko 50 minut. Dyspozytor z Łodzi poprosił Falck o pomoc. Na miejsce została wysyłana karetka z Mszczonowa. Ratownicy dojeżdżają o 1.02, ponad półtorej godziny po pierwszym zgłoszeniu o wypadku.
- Na miejscu są 3 karetki i nie ma lekarza, który twierdził wcześniej, że koordynuje działania ratownictwa medycznego - miał zameldować Wiktor Łapiński, ratownik z Mszczonowa. W tym czasie dyspozytor z Grodziska Mazowieckiego pyta łódzkiego dyspozytora m.in. o liczbę karetek wysłanych z Łodzi. Pada też pytanie, dlaczego nikt nie przeprowadził triażu (segregowania rannych). Po ratownikach z Białej Rawskiej koordynację przejął lekarz ze Skierniewic. Zabrał dwoje rannych do karetki, informując, że to czerwoni, czyli osoby potrzebujące natychmiastowej pomocy medycznej, odjechał z miejsca wypadku do szpitala w Łodzi.
"Błędne informacje"
Aleksander Hepner, rzecznik polskiego Falcka twierdzi w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim", że przez ponad godzinę na miejscu wypadku nie przeprowadzono podstawowych czynności - nikt nie posegregował rannych, nie wyznaczył strefy działań i wreszcie nikt nie zajął się powierzchownie rannymi osobami, które chodziły po całym terenie działań. "Dziennik Łódzki" twierdzi, że gdy pierwsza karetka odjeżdżała do Łodzi, na miejscu pozostawały jeszcze osoby uwięzione w pojazdach. Byli też ranni wymagający pomocy medycznej.
Dopiero ok. godz. 2 w nocy zostali ulokowani w rozstawionym przez straż pożarną podgrzewanym namiocie.
Akcja ratunkowa zakończyła się o godz. 5.30. - Działaliśmy zgodnie z obowiązującymi procedurami. Niestety problemy z koordynacją działań na miejscu wynikały głównie z błędnych informacji zwrotnych, jakie otrzymywał nasz dyspozytor w Łodzi - twierdzi w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim" Danuta Szymczykiewicz, rzecznik Wojewódzkiej Stacji ratownictwa Medycznego w Łodzi.
Minister zleca kontrolę
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz poinformował na Twitterze, że zlecił już kompleksową kontrolę działań ratunkowych służb medycznych na S8.
W rozmowie z dziennikarzami wyjaśnił później, że odsłuchał rozmowę między dyspozytorami. Jak mówił, wzbudziła ona jego wątpliwości, stąd decyzja o kontroli. - Zawsze, kiedy pojawiają się jakiekolwiek wątpliwości, sprawdzamy, kontrolujemy to bardzo dokładnie. System ratownictwa medycznego jest bardzo rozbudowany, pracuje w nim bardzo wielu ludzi. Zleciłem kontrolę resortową i konsultanta krajowego. Po zapoznaniu się z jej wynikami podejmiemy stosowne decyzje, jeśli takie będą potrzebne - podkreślił Arłukowicz. - Nie chciałbym przesądzać, dlatego że trud pracy w karetce pogotowia znam także osobiście. Wiele lat jeździłem karetką pogotowia i wiem, że czasem w ekstremalnych warunkach pracuje się bardzo trudno - dodał.
Materiał w tej sprawie analizuje także dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego w Łodzi.
@jarekkuzniar @MSW_RP zleciłem kompleksowa kontrole działań medycznych służb ratunkowych przy wypadku na S8.
— Bartosz Arlukowicz (@Arlukowicz) maj 7, 2014
Sprawę bada też prokuratura z Rawy Mazowieckiej. - Śledczy zainteresowali się sprawą po opublikowaniu w mediach treści rozmów dyspozytora pogotowia ratunkowego z zespołami karetek - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.
Wyjaśnił, że badana będzie prawidłowość działań służb ratunkowych podczas akcji. Zabezpieczone zostały już zapisy rozmów zespołów pogotowia, śledczy planują też przesłuchanie pracowników służb medycznych.
Kopania zaznaczył, że prokuratura będzie również chciała skorzystać z wyników kontroli przeprowadzonej przez ministerstwo zdrowia. Według rzecznika, śledczy chcą sprawdzić, czy akcja była przeprowadzona prawidłowo, czy ewentualne "niedociągnięcia" w akcji miały wpływ na udzielenie skutecznej pomocy, czy mogły doprowadzić do poważniejszych skutków dotyczących zdrowia poszkodowanych i czy naraziły te osoby na powstanie takich skutków.
Organizację pracy służb sprawdzi też Narodowy Fundusz Zdrowia. Kontrola rozpoczęła się we wtorek w trybie doraźnym.
- Mówiąc w skrócie, chcemy sprawdzić czy odpowiednie osoby były w odpowiednim miejscu i czy dysponowały odpowiednim sprzętem - tłumaczy tvn24.pl Tomasz Pohl, wicedyrektor łódzkiego oddziału NFZ.
Trzy ofiary
Wypadek na drodze S8 koło Kowies (Łódzkie) miał miejsce z soboty na niedzielę w miejscowości Kowiesy na pasie w kierunku Wrocławia. Na drodze panowała wówczas gęsta mgła.
W karambolu brało udział 11 samochodów, w tym dwa tiry. W wypadku zginęły trzy osoby, w tym małe dziecko, podróżujące subaru na czeskich numerach rejestracyjnych. Pomocy medycznej udzielono 25 rannym osobom. Dziewięcioro z nich trafiło do szpitali.
Autor: MAC,db/tr / Źródło: Dziennik Łódzki, tvn24.pl, PAP