- Mówiąc bardzo prostym językiem: jak w rodzinie dzieje się źle, mąż wali żonę, dzieci wrzeszczą wniebogłosy, to się wzywa policję - skomentował Marek Belka w "Kropce nad i" postawienie sprawy Polski w Parlamencie Europejskim i jego rezolucję.
- Duża część społeczeństwa uważa, że w Polsce łamana jest demokracja - powiedział były premier, komentując rezolucję Parlamentu Europejskiego, która wzywała Polskę do przestrzegania postanowień dotyczących praworządności, a za którą zagłosowali m.in. niektórzy z polskich europosłów. Uznał, że jeśli ich zdaniem konstytucja jest łamana, to był to ich obowiązek. - Mówiąc bardzo prostym językiem: jak w rodzinie dzieje się źle, mąż wali żonę, dzieci wrzeszczą wniebogłosy, to się wzywa policję - skomentował Belka.
Były minister finansów zwrócił uwagę, że rezolucja pochodziła od Parlamentu Europejskiego. Tymczasem decydujący głos w Unii mają zrzeszone państwa, a więc Rada Europejska.
- Rada Europejska jest bardzo ostrożna jeżeli chodzi o traktowanie Polski, Polska jest zbyt ważnym krajem po prostu żeby tutaj za daleko pójść - skomentował Belka, mając na myśli sankcje i odebranie funduszy unijnych.
Największy cud historyczny
- Unia Europejska to jest błogosławieństwo, to jest jeden z największych cudów historycznych, który się zdarzył w ostatnich stuleciach - powiedział były minister finansów.
Jako pierwszy z cudów uznał rok 1918, "kiedy wszystkie trzy mocarstwa, które były zaborcami zniknęły z powierzchni ziemi", drugim - "żeśmy się znaleźli nad Odrą i Nysą Łużycką" (mowa o granicy państwowej między Polską a Niemcami, ukształtowanej po II Wojnie światowej w wyniku decyzji alianckich na konferencjach jałtańskiej i poczdamskiej).
- Po raz pierwszy od kilkuset lat jesteśmy nie miedzy młotem a kowadłem, między jednym mocarstwem, a drugim mocarstwem, tylko jesteśmy z tym jednym mocarstwem - Niemcami - w ścisłym aliansie politycznym, gospodarczym i wojskowym. To przecież jest coś zupełnie niesamowitego w ciągu kilku ostatnich stuleci - powiedział Belka.
Zygzaki i meandry
Były premier odniósł się również do marszu narodowców, który przeszedł ulicami Warszawy 11 listopada. Wyraził przerażenie, że "nikt z rządu nie wypowiedział się w sposób tak jednoznaczny i zdecydowany jak prezydent Andrzej Duda". - Nie ma miejsca w takiej sytuacji na jakieś zygzaki, meandry, marginalizowanie tych spraw. Przecież oczywiste jest, że to nie było 60 tysięcy nazioli, ale obojętnie ile ich było, taki przekaz medialny poszedł w świat - skomentował Belka. Ocenił, że "jedyne co trzeba zrobić, to odciąć się". - Nawet jak byłoby ich 1 procent, trzeba było gruchnąć i zabrzmieć. Tak, żeby to też świat usłyszał, a nie tylko tych łobuzów - powiedział.
Autor: kc/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24