Wicepremier Jacek Sasin twierdzi, że kancelaria prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie wiedziała, iż lotnisko w Smoleńsku jest oficjalnie zamknięte. Przeczą temu złożone w 2016 roku zeznania Macieja J., pracownika tej kancelarii. - To, że lotnisko jest nieczynne (...) istniało w świadomości w momencie przygotowywania wizyty - mówił przed sądem. Warszawski sąd okręgowy, który w ubiegłym tygodniu wydał wyrok w sprawie organizacji lotu do Smoleńska potwierdził, że kancelaria prezydenta wiedziała "o wcześniejszym zamknięciu lotniska smoleńskiego".
W ubiegłym tygodniu sąd skazał Tomasza Arabskiego, - szefa kancelarii premiera, gdy funkcję tę pełnił Donald Tusk - na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata w sprawie organizacji lotu do Smoleńska z 10 kwietnia 2010 roku. Sąd uznał, że Arabski "dopuścił wykorzystanie specjalnego transportu lotniczego, wiedząc, że w Smoleńsku nie ma lotniska, na którym dopuszczone byłoby wykonanie operacji lądowania".
Sasin: nie miałem wiedzy, że lotnisko w Smoleńsku jest nieczynne
Do tego wyroku odniósł się w poniedziałek w "Kropce nad i" Jacek Sasin, który w 2010 roku był wiceszefem kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Oświadczył, że w momencie katastrofy nie wiedział, iż lotnisko w Smoleńsku jest nieczynne, "ponieważ nikt takiej wiedzy do kancelarii prezydenta nie przekazywał".
Stwierdził, że gdyby Tomasz Arabski zadzwonił w 2010 roku do kancelarii i przekazał, że w Smoleńsku nie ma czynnego lotniska, to on sam poinformowałby o tym prezydenta "i zmieniłoby to zupełnie sytuację". - Szkoda, że takiego telefonu nie było. Prawdopodobnie rozważylibyśmy inne, alternatywne, możliwości podróży pana prezydenta - zapewniał Sasin.
Przekonywał, że "przecież można było polecieć na inne lotnisko, takie możliwości były, były lotniska w pobliżu, było lotnisko w Moskwie, z którego można było dojechać do Smoleńska".
"Wariant, żeby gdzieś indziej lądować, nie był rozważany"
Twierdzeniom Sasina przeczą zeznania złożone przed sądem w sierpniu 2016 roku przez Macieja J., który w czasie organizacji lotu do Smoleńska był pracownikiem kancelarii prezydenta zajmującym się sprawami zagranicznymi.
- To, że lotnisko jest nieczynne (...) istniało w świadomości w momencie przygotowywania tej wizyty - powiedział, zeznając w procesie byłego szefa KPRM Tomasza Arabskiego i czterech innych urzędników.
- Na poważnie wariant, żeby gdzieś indziej lądować, ze względów logistycznych właściwie nie był rozważany. To, co wspominałem (...): odległości są ogromne i logistycznie to by było bardzo trudne, żeby na przykład wylądować w Moskwie i przejechać do Smoleńska samochodem. Dla prezydenta, bo dla nas to można by - mówił.
Sąd: kancelaria i specpułk wiedziały o zamknięciu lotniska
Również zdaniem Sądu Okręgowego w Warszawie, który skazał Arabskiego, kancelaria prezydenta oraz 36. specpułk "wiedziały o wcześniejszym zamknięciu lotniska smoleńskiego".
- Analiza akt sprawy i zgromadzonych dowodów wskazuje, że trzy instytucje miały obowiązek dopilnować, by samolot (...) wylądował na lotnisku czynnym - wskazał w uzasadnieniu wyroku sędzia Hubert Gąsior.
W ocenie sądu były to: kancelaria prezydenta, która złożyła zapotrzebowanie na lot, koordynator, którym był szef kancelarii premiera Tomasz Arabski oraz 36. specpułk. Jak podkreślił sąd, "fakt, że inne instytucje zaangażowane w proces organizowania lotu - czyli 36. specpułk i kancelaria prezydenta również w tym zakresie działały nieprawidłowo i wiedziały o wcześniejszym zamknięciu lotniska smoleńskiego - nie zwalnia oskarżonych od odpowiedzialności".
36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego odpowiadał za loty najważniejszych osób w państwie. Został rozwiązany w 2011 roku.
Katastrofa smoleńska
10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu wiozącego delegację na uroczystości katyńskie w Smoleńsku zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka, najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.
Autor: js//rzw//kwoj / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps