Polscy wyborcy są notorycznie oszukiwani. Ogólnie biorąc, elektorat dobrze sytuowany skłonny jest sądzić, że oszukiwanie wyborców to wynalazek PiS. To nieprawda - pisze w felietonie Maciej Wierzyński, wieloletni dziennikarz TVN24, twórca programu "Horyzont".
Termin "kiełbasa wyborcza", czyli składanie przez polityków obietnic, których nie mają zamiaru dotrzymać, jest w użyciu od kilkudziesięciu lat. Kilka miesięcy temu natrafiłem w "Polityce" na wnikliwy esej historyczny, z którego dowiedziałem się, że "kiełbasa wyborcza" to wynalazek galicyjski. To tam Polacy pierwszy raz zetknęli się z demokracją, wybierając członków parlamentu galicyjskiego, a oni obiecywali im gruszki na wierzbie.
Z innego, mniej wiarygodnego źródła dowiedziałem się, że "kiełbasa wyborcza" to wynalazek PRL-u, bo - jakoby - władza ludowa przed wyborami organizowała pikniki, na których rozdawano parówki. I stąd właśnie ma czerpać swój rodowód termin "kiełbasa wyborcza".
Zapamiętałem tamte czasy zupełnie inaczej. Po pierwsze, brakowało kiełbasy. Po drugie, nie było pikników. Były natomiast spontaniczne - jak wiadomo - wiece przedwyborcze, na których obywatele dowiadywali się, że do ich obowiązków należy udział w wyborach i głosowanie bez szemrania na kandydatów, których mianowała władza. A co do haseł, to zapamiętałem, że "Trzy razy tak - Polaka znak". Albo inne: "Odwetowcom z RFN - nasze stanowcze NIE". Czy wreszcie wiecznie żywe: "Program Partii – programem narodu". Korci mnie, aby zacytować jeszcze jedno hasło, zapamiętane z młodości, wymyślone przez tygodnik "Polityka". Przyszło mi do głowy, kiedy obejrzałem w internecie, jak męczył się na konferencji bezpieczeństwa w Davos prezydent Andrzej Duda. "Obywatele - nie jąkać się!" - brzmiało to hasło, a zachęcało do nauki języków obcych.
Wracając do głównego wątku. Oszukiwanie elektoratu to nic nowego. Platforma obiecywała jednomandatowe okręgi wyborcze, o których dziś pamiętają jedynie najbardziej zatwardziali zwolennicy Ruchu Kukiz'15. O obietnicach wyborczych Donalda Tuska też nikt już nie pamięta, a nawoływał przecież do likwidacji Senatu. Jakbyśmy bez Senatu wyglądali, strach pomyśleć.
Ale z obietnicą PiS-u, że uwolni Polskę od imigrantów jest zupełnie inaczej. W to, że ta obietnica została dotrzymana, nie wątpi nikt. Zwolennicy prezesa święcie wierzą, że dzięki energicznym posunięciom gabinetu Beaty Szydło ich przewody pokarmowe wolne są od bakterii i pasożytów roznoszonych przez przybyszów z Bliskiego Wschodu. I odwrotnie, krytycy prezesa sądzą, że na skutek drakońskich rozporządzeń Mariusza Błaszczaka Polska raz na zawsze straciła szansę, by z nudnej monokultury etnicznej stać się wielobarwnym społeczeństwem.
Okazuje się, że ani jedni, ani drudzy nie mają racji. W tygodniku "The Economist" wyczytałem, że wbrew deklaracjom prezesa, powtarzanym z ponurą miną przez Beatę Szydło, PiS w sprawach imigracji prowadzi po cichu, za plecami wyborców, politykę liberalną. W roku 2018 Polska przyjęła bowiem największą liczbę imigrantów zarobkowych wśród krajów należących do Unii Europejskiej. Pięć razy więcej niż Niemcy rządzone przez Angelę Merkel.
Oczywiście "The Economist" zamiast cieszyć się, że przynajmniej w tej sprawie PiS nie trzyma się swojej zamordystycznej polityki, oskarża to ugrupowanie o hipokryzję. Że niby obiecuje jedno, a robi drugie, czyli handluje "kiełbasą wyborczą".
Tak więc przeciwnicy PiS mogliby - zamiast straszyć, że PiS chce nas wyprowadzić z Unii - pokazać, do czego prowadzi jego polityka. Pokazać, jak obecny rząd oddaje nasz udręczony kraj we władanie imigrantów. Że Ukrainiec na budowie, Gruzin za kierownicą Ubera, uciekinier z Bangladeszu na hulajnodze z pudłem pizzy - to rezultat polityki PiS. Mogłoby to podziałać na jego entuzjastów. Wystraszyć ich.
Jest tylko ryzyko, że zrażeni obłudą prezesa zagłosują na Konfederację.
Maciej Wierzyński, dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny, polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24