Artur Zirajewski, główny świadek w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały, już w przeszłości sięgał po duże ilości leków nasennych - ustaliła "Rzeczpospolita". W 1998 roku, trzy miesiące po aresztowaniu, "Iwan" wziął środek uspokajający o nazwie doxepina i trafił do szpitala w Gdańsku.
Zirajewski pod koniec grudnia 2009 roku zatruł się środkiem nasennym o nazwie estazolan. Trafił do więziennego szpitala MSWiA w Gdańsku, gdzie 4 stycznia zmarł. Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika, że przyczyną zgonu był zator tętnicy płucnej. Niektórzy podejrzewają, że popełnił samobójstwo. W piątek minister minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski przedstawić ma wstępny raport dotyczący śmierci gangstera.
Zasłabł na przesłuchaniu
Do pierwszego zatrucia Zirajewskiego doszło po jego zatrzymaniu w kwietniu 1998 roku, w związku z porwaniem i zabójstwem biznesmena Piotra S. (został za to potem skazany na 15 lat więzienia). "Iwan" został umieszczony w areszcie śledczym w Gdańsku.
Trzy miesiące później policjanci zawieźli go do komendy rejonowej w Sopocie, gdzie mieli go przesłuchać. Jak pisze "Rzeczpospolita", jednak nic z tego nie wyszło. – Zirajewski poinformował policjantów, że zażył dużą ilość leków, po czym osunął się na biurko i zasnął – powiedział „Rz” prokurator Ryszard Paszkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, który stawiał gangsterowi zarzuty.
Gangstera przewieziono do szpitala poza więzieniem – podobnie jak po ostatnim grudniowym zatruciu – i udzielono mu pomocy. Wtedy udało się go odtruć i kolejnego dnia odwieziono go do aresztu. Notatka, którą ze zdarzenia stworzyła Służba Więzienna, znajduje się w aktach śledztwa. Wynika z niej, że "Iwan" zatruł się wtedy lekiem uspokajającym o nazwie doxepina.
Samobójstwo czy śmierć naturalna?
W tezę, że Zirajewski popełnił samobójstwo, nie wierzy jego adwokat. – Nigdy nie zauważyłem u niego skłonności samobójczych czy jakiegoś załamania – ocenił mec. Adam Kiczka.
"Rz" ustaliła, że gangster interesował się losem skargi do Trybunału w Strasburgu, jaką latem 2009 roku złożył jego adwokat. – Była to skarga na przewlekłość postępowania. Proces o porwanie i zabójstwo trwał dziesięć lat – wyjaśnił mec. Kiczka.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN24