Wielka Brytania od 2020 roku będzie wypłacała początkującym nauczycielom deficytowych przedmiotów nawet dziewięć tysięcy funtów dodatku. Na wsparcie mogą liczyć absolwenci kierunków ścisłych i specjaliści od języków obcych. W Polsce nauczyciele na start dostają tysiąc złotych dodatku. - Niestety, brakuje u nas poważnego myślenia o uruchomieniu pozytywnej selekcji do zawodu - ocenia profesor Roman Dolata z Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z tvn24.pl.
W Wielkiej Brytanii dodatkowe pieniądze zostaną wypłacone tym początkującym nauczycielom deficytowych specjalności, którzy zdecydują się na przepracowanie czterech lat w publicznej szkole. Premie otrzymają w drugim, trzecim i czwartym roku pracy – łącznie sześć tysięcy funtów (ponad 29,5 tysiąca złotych). Jeśli nauczyciel będzie pracował w regionie, gdzie kadr brakuje najbardziej, ta kwota wzrośnie do dziewięciu tysięcy funtów (około 44,5 tys. zł).
Brytyjskie zachęty dla nauczycieli
Dziennik "Guardian" podaje, że młodzi brytyjscy nauczyciele dodatkowo będą mogli ubiegać się o 26 tys. funtów premii szkoleniowych (ok. 128,5 tys. zł). Aby skłonić absolwentów deficytowych kierunków do pracy w szkole, władze chcą też podnieść do 2022 r. płace najmłodszych nauczycieli do 30 tys. funtów rocznie (niespełna 150 tys. zł).
Na zachęty dla nauczycieli brytyjski rząd ma wydać ok. 250 mln funtów.
Wielka Brytania od lat boryka się z brakami kadrowymi w publicznych szkołach. W 2015 r., według badań przeprowadzonych przez brytyjski instytut YouGov, ponad połowa nauczycieli myślała o zmianie zawodu w ciągu dwóch lat. Powody? Nadmierne obciążenie pracą (61 proc. badanych) oraz potrzeba większej stabilizacji zawodowej (57 proc.). Nauczyciele w większości zwracali też uwagę na niskie morale w branży.
Nauczyciele się starzeją
Nawet jednak w tej sytuacji Wielka Brytania ma najwyższy odsetek nauczycieli przed 30. rokiem życia spośród wszystkich państw OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, która skupia 36 rozwiniętych i demokratycznych krajów). Pokazuje to najnowszy raport OECD "Education at a Glance 2019". Obecnie problemem Brytyjczyków jest zatrzymanie nauczycieli w zawodzie.
Na odmłodzenie kadry na Wyspach wpływ mogły mieć ambitne kampanie z początku XXI wieku, reklamujące zawód nauczyciela, połączone z dodatkowym wsparciem finansowym dla początkujących. Wielka Brytania jest poza tym krajem, który w OECD najwięcej przeznacza na edukację.
W szkołach w większości krajów OECD grupa nauczycieli w wieku 50-59 lat jest wyraźnie większa niż tych w wieku 25-34 lata. W całym OECD nauczyciele przed trzydziestką to średnio 13 proc. nauczycieli podstawówek, 11 proc. gimnazjów (te szkoły mają różne nazwy w poszczególnych krajach) i 8 proc. w liceach.
Pomiędzy 2005 a 2017 rokiem grupa nauczycieli po pięćdziesiątce w krajach OECD wzrosła średnio o 5 punktów procentowych. O więcej niż 13 punktów procentowych liczebność tej grupy wzrosła w Polsce, Grecji, Portugalii, Słowenii, na Węgrzech i Litwie. Jak jednak zauważają autorzy raportu, mimo tak dużego wzrostu, nadal nauczycieli po 50. roku życia jest w Polsce nieco mniej niż wynosi średnia dla całej organizacji.
Tymczasem w Polsce
- Aktywna polityka oświatowa na rynku pracy dobrze wpisuje się w neoliberalną politykę edukacyjną w Wielkiej Brytanii – komentuje prof. Roman Dolata z Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z tvn24.pl.
- Taka skala zachęt w Polsce byłaby oczywiście mocno nierealna, ale myślenie o zachętach na wejściu do zawodu to ważny kierunek. Równocześnie pewnie w Polsce takie rozchwianie hierarchii płacowych w oświacie spotkałoby się z dużym oporem. Niestety, brakuje u nas poważnego myślenia o uruchomieniu pozytywnej selekcji do zawodu – dodaje.
W Polsce nie ma programów finansowych, które wspierałyby nauczycieli konkretnych specjalizacji. Fizyk, polonista czy nauczyciel wychowania fizycznego zarabiają tak samo. Na pensje nie ma też wpływu to, czy ktoś pracuje w podstawówce czy na przykład w liceum.
Mamy przy tym spory problem z negatywną selekcją do zawodu. Potwierdzają to badania prowadzone przez dr. hab. Mikołaja Herbsta na Uniwersytecie Warszawskim, podczas których przyglądano się losom absolwentów urodzonych w latach 1986-95. Wyniki osiągane na studiach zestawiono z decyzjami o zdobyciu uprawnień nauczycielskich. Okazało się, że o zawodzie nauczyciela myślą najczęściej ci studenci, którzy osiągają względnie słabe wyniki na egzaminach. Prawdopodobieństwo podjęcia decyzji o zdobyciu uprawnień nauczycielskich wynosi około 6,5 proc. dla studentów o przeciętnych osiągnięciach, a poniżej 4 proc. w przypadku studentów z najlepszymi wynikami. Wśród najsłabszych ten odsetek przekracza 10 proc.
Sytuacja jest różna na poszczególnych kierunkach studiów. Selekcja negatywna właściwie nie występuje na przykład na polonistyce, za to jest bardzo silna wśród absolwentów filologii obcych.
Zdaniem badaczy z UW brakuje strukturalnych pomysłów na rozwiązanie tego problemu, a przedstawiciele związków zawodowych uważają, że polityka oświatowa państwa może jeszcze ten problem pogłębić. Na przykład w zeszłym roku ówczesna minister edukacji Anna Zalewska zlikwidowała jednorazowy dodatek dla początkujących nauczycieli w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia, tzw. zasiłek na zagospodarowanie. Od bieżącego roku zastąpił go niemal czterokrotnie niższy dodatek "na start" – nauczyciele stażyści jednorazowo otrzymują tysiąc złotych.
Pensje rosną, ale za wolno
Pensje nauczycieli od września wzrosły o 9,6 procent. Oznacza to, że wynagrodzenie zasadnicze dla nauczycieli (z tytułem magistra i przygotowaniem pedagogicznym) wynosi obecnie odpowiednio: 2782 zł brutto - dla stażysty, 2862 zł - dla nauczyciela kontraktowego, 3250 zł - dla nauczyciela mianowanego oraz 3817 zł dla nauczyciela dyplomowanego.
Według najnowszego raportu Eurydice, agendy Unii Europejskiej do sprawy edukacji, w latach 2015-2018 po uwzględnieniu rosnących kosztów życia pensje polskich nauczycieli wzrosły naprawdę o zaledwie procent. W tym samym czasie w większości krajów Europy pensje wzrosły realnie o co najmniej 4 procent.
Raport Eurydice uwzględnia różnice w kosztach życia i wysokość podatków. Tak mierzone pensje polskich nauczycieli wynoszą mniej niż połowę średniej europejskiej.
Poza Europą jest jeszcze gorzej
ONZ szacuje, że aby zapewnić każdemu dziecku na świecie dostęp do wysokiej jakości edukacji do 2030 roku, trzeba zatrudnić niemal 26 mln nowych nauczycieli w szkołach podstawowych. Najtrudniejsza jest sytuacja w Nigerii, gdzie w 2015 r. brakowało 380 tys. nauczycieli. Problem braku kadr dotyczy niemal całej Afryki Subsaharyjskiej - w siedmiu na 10 państwach tego regionu jest zbyt mało pedagogów. Ogromne braki notuje się też w Indiach i Indonezji.
Do 2030 r. według ONZ najwięcej nauczycieli będzie brakowało w Chinach (trzeba będzie zatrudnić dodatkowo 3,5 mln osób), Indiach (3 mln) i Indonezji (1,2 mln).
Autor: Justyna Suchecka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock