Przewracająca się bramka zabiła 8-letnią Magdę. Do wypadku doszło w czerwcu w Gronowie. Mijają cztery miesiące i okazuje się, że niebezpieczne bramki wróciły na boisko - w oddalonej od Gronowa o 3 km wsi Podleśne. Okazało się, że zdeponowany po wypadku sprzęt został wykradziony. Wójt Braniewa, który kazał usunąć niebezpieczne bramki z boisk w całej gminie, nie krył zaskoczenia.
Do tragicznego wypadku w Gronowie doszło 27 czerwca. Wtedy to na bawiącą się na boisku dziewczynkę runęła metalowa bramka. W wyniku uderzenia w głowę 8-latka zmarła.
Dalej stoją
Dzisiaj bramek w Gronowie już nie ma. Wywieziono je kilkanaście godzin po tragedii. Podobnie było na wszystkich boiskach na terenie gminy Braniewo. Prace zlecił wójt, który twierdził, że nie chce kolejnych tragedii.
Jednak bramki wróciły na boisko - w oddalonej o 3 km od Gronowa wsi Podleśne. Co sprawdził reporter programu "Prosto z Polski". Powiedział o tym wójtowi, ale ten upierał się nadal, że jest inaczej.
- Po tym zdarzeniu wszystkie bramki zostały usunięte. Ja mam taką dokumentację. Nie znam sprawy bramki, która dalej stoi. Jeśli tak jest za chwilę zgłaszamy na policję informację, że została skradziona bramka z placu, gdzie była zdeponowana - tłumaczył wójt gminy Braniewo Tomasz Sielicki.
Wykonał telefon do rolnika, który miał bramki przechowywać. I okazało się, że zostały one wykradzione i ponownie wróciły na boisko. Sielicki, pytany dlaczego nie potrafił upilnować niebezpiecznego sprzętu, jedynie zasłonił kamerę.
Winni urzędnicy?
Jak wynika z ekspertyzy wykonanej na zlecenie prokuratury badającej sprawę śmiertelnego wypadku, feralne bramki nie spełniały podstawowych norm funkcjonalności. Okazało się, że były one źle wyważone i wystarczyła minimalna siła, żeby ją przewrócić. Do tego nikt nie zadał sobie trudu, żeby wkopać bramki w ziemię.
Wadliwe bramki postawiono na polecenie urzędników z Braniewa. Jeśli prokuratura postawi im zarzuty niedopełnienia obowiązków i sprowadzenia zagrożenia życia, będzie im grozić do 3 lat więzienia. Niewykluczone też, że wtedy stracą pracę.
Teraz jednak jeszcze pracują. - Nie było żadnych zmian, wszyscy pracownicy w urzędzie pracują i zajmują się tym czym się zajmowali. Było przeprowadzone wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Jeśli pojawią się zarzuty, na pewno zostaną wszczęte ponowne postępowania wewnętrzne - przekonuje Sielicki.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24