W Radzie Gminy Studzienice na Pomorzu jest wolne miejsce, ale nie ma na nie chętnych. "Fakty" TVN przypominają, że to nie pierwszy raz, kiedy do studzienickiego samorządu ciężko znaleźć takich, którzy chcą rządzić.
„Sprawcą” zamieszania jest Grzegorz Dąbrowski, który osiem miesięcy po wyborach samorządowych został dyrektorem ośrodka kultury. Musiał więc zrezygnować z mandatu.
W Ugoszczy, którą nowy radny miałby reprezentować, trudno znaleźć kogoś, kto chciałby go zastąpić. Dlatego wybory odwołano.
- Jestem na miejscu, pracuję dalej na rzecz gminy, tylko w trochę innej roli - mówi Dąbrowski.
Mieszkańcy, pytani o to, dlaczego sprawy lokalne nie wywołują wśród nich większych emocji, odpowiadają enigmatycznie. - To jest taka wieść konspiracyjna, każdy sobie rzepkę skrobie- odpowiada jeden z nich.
Rok temu też był problem
Studzienice już rok temu zasłynęły z tego, że na piętnastu radnych dwunastu zostało nimi bez wyborów. Nie mieli kontrkandydatów.
- Po co mają przychodzić sąsiedzi i mieć pretensje, że to nie tak? Dzisiaj jest ucieczka od odpowiedzialności - tłumaczy to zjawisko socjolog regionu, prof. Cezary Obracht-Prondzyński z Uniwersytetu Gdańskiego.
- Jeżeli w drugim terminie nie znajdzie się chętny, to będzie można mówić o nie tyle porażce naszej, co porażce demokracji - uważa przewodniczący rady gminy Artur Kobiella.
Autor: iwan/ja / Źródło: Fakty TVN