Mogą być próby zniszczenia pamięci o gen. Ściborze-Rylskim, ale pamięć o nim zawsze pozostanie żywa - powiedział w "Faktach po Faktach" ppłk Edmund Baranowski "Jur". Członek zgrupowania AK "Radosław" opowiadał też o swoich wspomnieniach z czasów Powstania Warszawskiego.
Powstaniec był pytany m.in. o 99-letniego generała Zbigniewa Ścibora-Rylskiego, ps. Motyl, któremu IPN wytoczył niedawno proces lustracyjny.
Baranowski nazwał generała "towarzyszem broni" i "przyjacielem". Wspominał, że był on w czasie wojny szanowanym dowódcą. - Czuliśmy się zaszczyceni, będąc w jego obecności, a już w szczególności, kiedy byliśmy jego podkomendnymi - powiedział.
Wymienił też jego zasługi z 1944 roku.
- Chciałbym podkreślić, że "Motyl" kilkukrotnie uczestniczył w akcjach, które decydowały o powodzeniu Powstania - powiedział Baranowski.
"Kolosalne nieporozumienie"
Dodał, że pierwsza z takich akcji miała miejsce 1 sierpnia, jeszcze przed godziną "W". Wszystko rozegrało się w miejscu wyznaczonym na siedzibę Komendy Głównej Armii Krajowej na czas Powstania. Okazało się, że w drugiej części budynku niespodziewanie pojawili się Niemcy, którym udało się wezwać posiłki.
- Dopiero jednemu z oficerów udało się przedostać na drugą stronę ul. Okopowej, gdzie gromadziły się oddziały "Radosława". Wtedy ruszył pluton pod dowództwem "Motyla", zlikwidował okrążenie, a z rozpędu poszli dalej - wspominał powstaniec.
Baranowski dodał, że nie wyklucza, iż ktoś będzie próbował zniszczyć pamięć o zasługach Ścibora-Rylskiego. - Ale pamięć o nim zawsze pozostanie żywa - zapewniał.
- Serdecznie mu współczuję - podkreślił powstaniec, a oskarżenia o powojenną współpracę z komunistyczną bezpieką pod adresem Ścibora-Rylskiego określił jako "kolosalne nieporozumienie".
"Ten widok mam w oczach do dzisiaj"
Baranowski wspominał też najtrudniejsze momenty zrywu z 1944 roku.
Dla niego były to ostatnie godziny obrony Starego Miasta, kiedy zgodnie z rozkazem poszczególne oddziały ewakuowały się do kanałów. Po drodze powstańcy mijali dziesiątki ciężko rannych, którzy wołali: "Nie zostawiajcie nas, koledzy".
- Mieliśmy świadomość, że nic im nie możemy pomóc. Nie możemy ich zabrać do kanałów - wspominał powstaniec. - Ich głosy i ten widok leżących i czekających na pomoc mam w oczach do dzisiaj - przyznał.
Autor: ts/kk / Źródło: tvn24