Przez 30 lat służył w Ochotniczej Straży Pożarnej, zawsze z oddaniem pomagał innym. Ci, którzy znają Zygmunta Potocznego mówią, że ma "złote serce". Dlatego, gdy na początku kwietnia dostał wylewu krwi do mózgu i zapadł w śpiączkę z pomocą ruszyli sąsiedzi, znajomi, koledzy ze straży, a nawet miejscowi biznesmeni. Pomagają jego żonie z chorobą Parkinsona i piątce dzieci, a nawet budują dla nich dom, którego nigdy nie mieli.
Zygmunt Potoczny - strażak ochotnik z niewielkiej podkarpackiej wsi Harta - wybudził się ze śpiączki po prawie miesiącu. Jego stan długo był bardzo ciężki.
Wtedy otworzył oczy
Żona pana Zygmunta mówi, że codziennie czuwała przy jego łóżku i czekała, aż maż otworzył oczy. Stanisława Potoczny wspomina, że pewnego dnia powiedziała do niego: "Zygmunt, słyszysz mnie? Wiesz, ze przyszłam?" i on wtedy otworzył oczy.
Dziś jest już świadomy, ale częściowo sparaliżowany i daleko mu do dawnej sprawności.
"Ma złote serce"
Był jedynym żywicielem rodziny. Utrzymywał żonę z chorobą Parkinsona i piątkę dzieci. Mieszkają u rodziny, w siedemnaście osób. Potoczny nigdy o pomoc nie prosił - raczej sam pomagał innym, za co wielokrotnie był odznaczany i wyróżniany. Przez ponad 30 lat służył w Ochotniczej Straży Pożarnej.
- Zenuś ma złote serce. Zawsze wszystkim pomagał, jak tylko umiał, jak tylko mógł - przyznaje Kazimiera Szczutek, mieszkanka Harty.
"To cud"
Gdy zapadł w śpiączkę, jego koledzy ze straży pożarnej postanowili się odwdzięczyć za to, co robił dotychczas. Wiedzieli, że przed wylewem zaczął budować dom, by jego rodzina w końcu mogła żyć w normalnych warunkach. Postanowili to za niego dokończyć. - Zostały zrobione w ostatnim czasie wylewki, podłączyliśmy też kanalizację - mówi Jacek Stochman, zastępca prezesa OSP Harta.
Pomagają nie tylko strażacy, ale także lokalni przedsiębiorcy. Bezpłatnie wypożyczają niezbędny sprzęt i przekazują materiały budowlane. Zygmunt Potoczny nie może uwierzyć w tą niesamowitą ludzką solidarność. Mówi, że to cud. A wszyscy sąsiedzi zapewniają, że dalej będą pomagać. - Będziemy meblować, czyścić okna, robić wszystko, co tylko się da - zapewnia Marta Segiet, mieszkanka Harty.
Marzy o tym, żeby dalej pomagać
Stanisława Potoczny nie kryje wzruszenia. Z męża jest bardzo dumna i wie, że to właśnie jemu zawdzięcza wszystko co ma. Synowi stawia go za wzór. - Jak wychodzi do szkoły, to zawsze mu mówię, żeby się tak zachowywał i był taki jak tata - mówi żona strażaka.
Mężczyzna dopiero wybudził się ze śpiączki, ale już myśli o podjęciu rehabilitacji. Paraliżowi poddawać się nie chce. - Być może stanie na nogi, ale raczej nie będzie mógł prowadzić tak aktywnego życia, jak dotychczas - przyznaje Anna Ziętara, lekarz anestezjolog z oddziału intensywnej terapii w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie.
Pan Zygmunt nie zniechęca się jednak i już snuje plany na najbliższą przyszłość. Jak mówi, jak tylko wyjdzie ze szpitala, chce "pracować i jeszcze raz pracować". Marzy o tym, by nadal móc pomagać innym. I by osobiście podziękować tym, którzy tak wiele robią teraz dla niego.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24