Kandydaci w wyborach samorządowych na reklamę mają coraz mniej czasu. O północy w piątek zaczyna się cisza wyborcza. W tym czasie trzeba uważać zwłaszcza w internecie, bo kary za agitację są realne, a prawo dotyczące portali społecznościowych niejednoznaczne. Choć jak twierdzi ekspert do spraw marketingu politycznego dr Sergiusz Trzeciak, "w dobie internetu cisza wyborcza jest fikcją". Materiał magazynu "Polska i Świat".
Jedni grają, inni naprawiają samochody, jeszcze inni śpiewają. Wszystko, by przekonać do siebie wyborców. Każdy kandydat na radnego, burmistrza czy prezydenta chce pokazać się z jak najlepszej strony. Na reklamę coraz mniej czasu.
O północy w piątek zaczyna się cisza wyborcza. Potrwa do końca głosowania.
Pytania o internet
"Nie wolno zwoływać zgromadzeń, organizować pochodów i manifestacji, wygłaszać przemówień, rozpowszechniać materiałów wyborczych" - przypomina w swoim spocie Państwowa Komisja Wyborcza.
Spotów wrzuconych do sieci przed sobotą nie trzeba kasować, ale surfując po wirtualnym świecie, trzeba uważać, bo kary za agitację są realne. A prawo dotyczące portali społecznościowych niejednoznaczne.
W przepisach nie ma mowy czy polubienie jakiegoś kandydata, czy dzielenie się jakąś informacją o kandydacie to już łamanie ciszy. Dla biura wyborczego takie działanie to jednak ryzyko. - Rozmaite działania osób, które na tych portalach społecznościowych coś robią, mogą powodować częstsze wyświetlanie tych profili, które polubiliśmy - tłumaczył Krzysztof Lorenc z Krajowego Biura Wyborczego.
"W dobie internetu cisza wyborcza jest fikcją"
Każdą zgłoszoną sprawę sąd oceni indywidualnie. Pewne jest, że w czasie ciszy w internecie nie można agitować. Więc wpisy zachęcające do oddania głosu na konkretnego kandydata są zabronione.
- W dobie internetu cisza wyborcza jest fikcją. Po pierwsze, jeśli ta cisza obowiązuje, to na polskich serwerach. Można na zagranicznych serwerach różne inne rzeczy pisać, które de facto łamią ciszę wyborczą - ocenił doktor Sergiusz Trzeciak, ekspert do spraw marketingu politycznego.
Internauci też zastanawiają się, jak w czasie ciszy zareklamować partię, nie łamiąc przy tym prawa. Sposoby na to są rozmaite.
- Można wyobrazić sobie wyborcę, który napisze na Twitterze, że wybiera się na lody PiStacjowe, czy też POmarańczowe i wtedy inne osoby mogą wiedzieć na kogo zamierza głosować - dodał Trzeciak.
Kary za złamanie ciszy wyborczej
PKW nikogo za takie wpisy ścigać nie będzie. Ale jeśli takie głosy w walce o głosy trafią do policji i sądu, to już inna sprawa. - Jeśli ocenią, że to działanie, nawet udające, że nie jest agitacją, w rzeczywistości agitacją było, mogą wymierzyć karę - przestrzega Krzysztof Lorenc z KBW.
Za złamanie ciszy grozi pięć tysięcy złotych kary. Za publikację sondaży w czasie ciszy nawet milion.
Autor: kb//now / Źródło: tvn24