- Gdy przyjechała do szpitala, jej dziecko już nie żyło, co znajduje potwierdzenie na skierowaniu - tak lekarze odpierają zarzuty kobiety, która twierdzi że w dziewiątym miesiącu ciąży, ze skierowaniem "pilne", trzy godziny czekała na lekarza. Placówka tłumaczy też, dlaczego lekarze zwlekali aż dobę z cesarskim cięciem: "mieliśmy na uwadze zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa chorej".
Pracownicy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku poniedziałkową sytuację na swojej izbie przyjęć pamiętają zupełnie inaczej niż pani Patrycja. Pacjentka mówi, że dotarła do szpitala z samego rana prosto od ginekologa, który na skierowaniu napisał jej "pilne". Puls dziecka był coraz słabszy, ciąża była zagrożona. Trzy godziny czekała na przyjęcie, a po badaniach usłyszała tylko pytanie lekarza: czy pani wie, że płód jest już martwy?
Szpital: kobieta przyjechała do nas z martwym dzieckiem
Inaczej sytuację relacjonują lekarze. Według wicedyrektora szpitala personel zachował się tego dnia zgodnie ze sztuką lekarską, a kobieta na przyjęcie czekała zaledwie piętnaście minut.
- Zgodnie z informacją, przekazaną przez ordynatora Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, pacjentka zgłosiła się do izby przyjęć o godzinie 12.30, przyjęcie pacjentki do Oddziału Położniczo – Ginekologicznego nastąpiło o godz. 12.45 - relacjonują lekarze w oświadczeniu.
Ale to nie wszystko, gdzie jeszcze pojawia się zgrzyt w relacji kobiety i lekarzy. Według personelu ciężarna już w drodze do szpitala miała wiedzieć, że jej dziecko nie żyje.
- Co znajduje potwierdzenie na skierowaniu - informuje w rozmowie z rybnik.com.pl Grzegorz Chłodek.
I dodaje: - Powodem skierowania i przyjęcia ciężarnej na oddziału było stwierdzenie wewnątrzmacicznego obumarcia płodu. Po przyjęciu pacjentka została poddana badaniu położniczemu, jak również wykonano badanie ultrasonograficzne, które potwierdziło obumarcie płodu - można przeczytać na stronie szpitala.
Poród martwego dziecka dobę później? "Zgodne ze sztuką lekarską"
Lekarz zapewnia również, że pani Patrycja została poinformowana o tym, co będzie się działo później i w jaki sposób według personelu szpitala powinno dojść do porodu. - Ze względu na brak możliwości ukończenia ciąży siłami natury, podjęto decyzję o wykonaniu cięcia cesarskiego - pisze lekarz.
Według niego wyniki badań kobiety były dobre. - W tej sytuacji, czyli przy braku natychmiastowych wskazań do wykonania cięcia cesarskiego, jak również mając na uwadze zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa chorej, podjęto decyzję o rozwiązaniu ciąży w trybie planowym, czyli w dniu następnym, uzyskując tym samym czas do właściwego przygotowania pacjentki do zabiegu - tłumaczy dlaczego kobieta po stracie ciąży musiała czekać tyle na cesarskie cięcie.
Według lekarzy zaproponowany przez nich plan postępowania został zaakceptowany przez panią Patrycję. Na dokumentach podpisała się własnoręcznym podpisem.
Miała więc zgodzić się na poród dopiero we wtorek o 10.00. Wtedy właśnie lekarze przeprowadzili cesarskie cięcie.
- Stan pacjentki w pierwszej dobie po operacji był dobry. Odroczenie terminu zabiegu o kilkanaście godzin nie skutkowało zagrożeniem dla ciężarnej, a jednocześnie pozwoliło na należyte przygotowanie jej do zabiegu - można przeczytać w oświadczeniu. - Ten sposób postępowania z ciężarną z donoszoną ciążą obumarłą nie odbiega od przyjętych standardów położniczych - zapewniają lekarze.
Oświadczenie szpitala nie podoba się pani Patrycji. Kobieta twierdzi, że to nie prawda, że przyjechała do szpitala już z martwym dzieckiem.
- Może sekcja zwłok wykryje, czy, kiedy tu czekałam, jak były załatwiane te formalności, dziecko w tym czasie zmarło. Jeżeli dziecko na przykład nie żyło już wcześniej, to też będę miała żal do szpitala, bo od razu powinnam być brana na blok operacyjny i dziecko powinno być ratowane. Tym bardziej, że to już był dziewiąty miesiąc. Dziecko już ważyło 3 kilogramy – mówi Patrycja Brachman.
Sprawa pod lupą prokuratury
Policja pod nadzorem prokuratury wszczęła już w tej sprawie dochodzenie. - Postępowanie będzie prowadzone w kierunku przestępstwa z art. 160 par. 2, a więc tak zwanego błędu w sztuce lekarskiej powodującego narażenie życia i zdrowia pacjentki i dziecka - informuje Jacek Sławik z prokuratury rejonowej w Rybniku
Przestępstwo to zagrożone jest karą 5 lat więzienia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bieru//ec / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice