Matka pięcioletniego Bartka wyczuła alkohol od lekarza, który przyjechał zabrać jej syna do szpitala. Wezwała policję i inną karetkę. Przybyły na miejsce drugi lekarz, z tego samego pogotowia, był w podobnym stanie. Chłopiec do szpitala pojechał radiowozem.
Rodzice chłopca wezwali w nocy z niedzieli na poniedziałek pogotowie, bo syn miał objawy duszności. Od lekarza, który przyjechał w karetce, rodzice wyczuli alkohol. Nie zgodzili się na przewiezienie dziecka i zadzwonili na policję.
- Podejrzenia rodziców okazały się uzasadnione. 48-letni lekarz laryngolog miał ponad 1,2 promila alkoholu w organizmie - powiedziała Renata Laszczka-Rusek z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
W międzyczasie do chorego chłopca wezwano drugą karetkę. Ale od kolejnego lekarza, tym razem 47-letniego neurologa, matka dziecka też wyczuła "procenty". - W związku z podejrzeniem, że mężczyzna również znajduje się pod wpływem alkoholu, już w obecności funkcjonariuszy, pobrana została od niego krew – dodała Laszczka-Rusek.
Sanitariusze i kierowcy obu zespołów ratowniczych byli trzeźwi. Chorego chłopca do szpitala zawieźli policjanci. Tam lekarz dyżurny oddziału ratunkowego udzielił mu pomocy. Po podaniu lekarstw, matka zabrała chłopca do domu.
Pijani lekarze zostali zatrzymani i odsunięci od pracy. Policjanci sprawdzają, o której godzinie rozpoczęli niedzielny dyżur, ile razy wyjeżdżali do chorych oraz, czy podawali im jakieś lekarstwa.
Źródło: PAP