- To jest tak naprawdę bardzo niedobra wiadomość dla Joe Bidena - tak Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Łotwie i Armenii, komentował w "Faktach po Faktach" wizytę Andrzeja Dudy w Pekinie. Przekonywał, że prezydent USA chce mieć wsparcie ze strony sojuszników z NATO, jeśli chodzi o relacje z Chinami. Politolożka, profesor Katarzyna Pisarska wskazywała, że w Polsce nie dyskutuje się o tym, czy Chiny są "naszym przyjacielem", czy "przyszłym poważnym konkurentem".
Profesor Katarzyna Pisarska ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, przewodnicząca Rady Fundacji Kazimierza Pułaskiego oraz Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Łotwie i Armenii i prezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, mówili w "Faktach po Faktach" w TVN24 o wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Pekinie. Po spotkaniu z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem Duda powiedział, że rozmawiali między innymi na temat wojny w Ukrainie, ale nie podał szczegółów.
Jak ocenił Nowakowski, "są dwie możliwe interpretacje" tej wizyty. - Albo Andrzej Duda pojechał do Pekinu, bo wiedział, że na zapleczu załatwi Xi Jinpingiem to, że Xi powie: "tak, ja uznaję plan Ukrainy". To jest mało prawdopodobne, ale to byłby fantastyczny sukces - powiedział.
Przyznał jednak, że "obawia się, że jest druga wersja". - To znaczy taka, że jest to działanie nieprzemyślane, ponieważ na tydzień czy nawet na dwa tygodnie przed szczytem NATO prezydent ważnego kraju jedzie do Chin i de facto działa wbrew głównej linii polityki naszego głównego sojusznika. To jest przecież tak naprawdę bardzo niedobra wiadomość dla Joe Bidena. Biden na tym szczycie waszyngtońskim chce otrzymać wsparcie NATO, również w relacjach z Chinami. A być może nawet, szczerze mówiąc, przede wszystkim w relacjach z Chinami - ocenił dyplomata.
- Jednym z tematów, które tam się pojawią, to będzie rozszerzenie pola odpowiedzialności NATO - zauważył. Tymczasem "Polska jedzie i mówi, że z Chinami jest świetnie" i że "jesteśmy otwarci na współpracę". - Myśmy zachowali się jak gracz, który zagrał piłkę do ścięcia Xi Jinpingowi - komentował gość TVN24.
Macron i Scholz "jechali z bardzo konkretnym planem"
Pisarska oceniła, że zarówno Emmanuel Macron, jak i Olaf Scholz "jechali do Chin z bardzo konkretnym planem w obszarze współpracy ekonomicznej".
- Dla Francji i dla Niemiec Chiny są olbrzymim partnerem - podkreśliła. Ekspertka mówiła również, że więcej kupujemy od Chin, niż tam sprzedajemy. - To jest rynek bardzo dla nas zamknięty, zresztą również dla Europejczyków. Ale my nie potrafimy wejść w te obszary technologiczne, tam, gdzie tak naprawdę powinniśmy jako kraj, który ma dużą ambicję inwestować - stwierdziła.
Z drugiej strony - kontynuowała politolożka - "Chiny zainwestowały w Polsce 2,5 miliarda dolarów przez 20 lat". - Tylko tyle w zeszłym roku zainwestowały na Węgrzech - zwróciła uwagę.
- Pytanie jest oczywiście szersze. Czy my chcemy dużych inwestycji Chin? Czy chcemy uzależnienia technologicznego od Chin? I tu jest większa dyskusja, która w Polsce się po prostu nie odbywa: czy Chiny są naszym przyjacielem, partnerem, czy może jednak przyszłym poważnym konkurentem? - pytała.
Powiedziała, że sama ocenia to z punktu widzenia tego, co dzieje się w Ukrainie.
- Kiedy ludzie w Pentagonie mówią bardzo wyraźnie, że Rosjanie umocnili się i prowadzą tę wojnę skuteczniej, niż prowadzili jeszcze rok temu, tylko dzięki Chinom, komponentom chińskim przychodzącym na rynek rosyjski, że Chiny zainwestowały ogromnie dużo, oczywiście tych półśrodków, żeby Rosjanie nie przegrali w zeszłym roku tej wojny, to dla mnie odpowiedź staje się dosyć jasna - oznajmiła.
Macron "zagrał pokerowo" czy "zrobił ogromny błąd"?
Goście "Faktów po Faktach" mówili też o sytuacji we Francji. W reakcji na zdecydowane zwycięstwo kierowanego przez Marine Le Pen nacjonalistycznego ugrupowania Zjednoczenie Narodowe prezydent Francji Emmanuel Macron rozwiązał parlament i zarządził przyśpieszone wybory 30 czerwca i 7 lipca. Pierwotnie miały odbyć się w 2027 roku.
Ogłaszając rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego (niższej izby parlamentu - red.), Macron przedstawił je jako "akt odwagi". Dodał, że wierzy w "zdolność Francuzów do dokonania najlepszego wyboru dla siebie i przyszłych pokoleń". Marine Le Pen powitała ten ruch "z radością" i oświadczyła, że jej ugrupowanie jest gotowe na przejęcie władzy we Francji.
W ocenie Nowakowskiego "Emmanuel Macron zagrał pokerowo, ale zagrał chyba jedyną grę, jaką może zagrać, czyli zaryzykował". - Nie bardzo miał wybór. Mandat polityczny był słaby, nie miał większości - komentował.
Mówił, że nawet jeśli politycy skrajnej prawicy wygrają, "to przez trzy lata będą mieli związane ręce, bo pozycja prezydenta we Francji jest nieporównanie mocniejsza niż polskiego". - Wobec tego Macron będzie mógł paraliżować działania rządu Zjednoczenia Narodowego i doprowadzić do tego, że przy kolejnych wyborach Marine Le Pen nie będzie już tak atrakcyjną kandydatką na prezydenta, jak byłaby, gdyby nie rządziła - przekonywał były ambasador.
Pisarska oceniła, że "Macron zrobił ogromny błąd". - Wydawało mu się, że zmobilizuje Francuzów, że pokaże siebie jako siłę, która z Marine Le Pen będzie w stanie konkurować, że będzie tym wybawcą Francji, a dzisiaj sondaże pokazują, że siła Macrona to jest w ogóle trzecia partia we Francji - mówiła.
Ekspertka powiedziała, że "jego partia jest na niego wściekła, on ma teraz bardzo osłabioną pozycję nie tylko we Francji, ale w swojej własnej partii".
Źródło: TVN24