Odszkodowanie w rekordowej sumie 8,35 miliona funtów zasądził brytyjski sąd 27-letniemu Łukaszowi Borowskiemu. Ten młody mężczyzna, mieszkający w Anglii, cztery lata temu ucierpiał w wypadku samochodowym. - Gdyby to ode mnie zależało, to dalej wolałbym siedzieć w fabryce i ładować ziemniaki do tego worka – mówi "Gońcowi Polskiemu" pan Łukasz, który już do końca życia będzie wymagał opieki.
Pochodzący ze Szczecina Łukasz Borowski uległ wypadkowi w listopadzie 2005 roku. Jako pasażer jechał do pracy w zakładach pakowniczych w hrabstwie Cambridgeshire. Nagle kierowca auta stracił panowanie nad samochodem i wpadł do rowu - opisuje zdarzenie "Głos Pomorza". Więcej informacji o historii pana Łukasza podaje "Goniec Polski". Jak czytamy, mężczyzna jechał w aucie prowadzonym przez jego znajomą - Rozell. Sąd uznał jednak, że w całym wydarzeniu niewiele było jej winy. Na kobietę nałożono karę 250 funtów za prowadzenie nieubezpieczonego pojazdu z wadliwą jedną oponą.
Obrażenia po wypadku
Wypadek okazał się tragiczny w skutkach dla pana Łukasza. Został uszkodzony jego rdzeń kręgowy i kręgosłup. A złamane kręgi spowodowały ucisk, który zatrzymał dopływ tlenu do mózgu. W wyniku tego, uszkodzona została jego lewa półkula - informuje "Głos Pomorza".
Najbardziej mnie wkurza, kiedy wszyscy dziennikarze, którzy ostatnio do mnie dzwonią, pytają jak się czuję po dostaniu tych wszystkich milionów. (...) Gdyby to ode mnie zależało, to dalej wolałbym siedzieć w fabryce i ładować ziemniaki do tego worka. Łukasz Borowski
"Szczęściem w nieszczęściu było to, że miałem ten wypadek w Anglii"
Na szczęście - pisze "Goniec Polski" - zaczęły działać siły, które nie dopuściły do tego, by pan Łukasz pozostał sam ze swoim kalectwem. – Szczęściem w nieszczęściu było to, że miałem ten wypadek w Anglii, a nie w Polsce – przyznaje mężczyzna.
Jeszcze przed wyjściem ze szpitala, Brytyjczycy przyznali Polakowi tak zwaną cause manager, która przejęła na siebie praktycznie wszystkie obowiązki związane z reorganizacją jego życia (wyszukała lokal przystosowany dla niepełnosprawnej osoby, ściągnęła dwie profesjonalne opiekunki i skontaktowała pana Łukasza z kancelarią prawniczą). Kancelaria z własnej kieszeni pokryła wszelkie koszty procesu (firma ta działa na zasadzie "płacisz jedynie, kiedy wygrasz"). Stroną pozwaną była firma ubezpieczeniowa pokrywająca straty, które poniosły ofiary wypadków spowodowanych przez nieubezpieczonych kierowców.
Pan Łukasz: Ci ludzie ułatwili mi dalsze życie
Łukasz Borowski ze swojej strony praktycznie wcale nie musiał się angażować w proces - czytamy w "Gońcu Polskim". Przydzielony Polakowi adwokat załatwił z prawnikami pozwanej firmy ubezpieczeniowej, by pieniądze na opiekę i życie poszkodowanego były wypłacane od momentu, gdy sprawa trafiła na wokandę. Nie trzeba było więc czekać na zakończenie procesu.
Gdy w styczniu 2010 r. sąd przyznał panu Łukaszowi odszkodowanie (w przeliczeniu na złotówki odszkodowanie wynosi ok. 38,5 mln zł), cała suma, która została przez ten czas wydana przez firmę ubezpieczeniową na pomoc Łukaszowi, została odliczona od zasądzonego odszkodowania. Stosowny procent od wywalczonej sumy pobrała też kancelaria prawnicza, ale poszkodowany nie widzi w tym nic zdrożnego, bo - jak mówi - "ci ludzie ułatwili mu dalsze życie".
"Wolałbym siedzieć w fabryce i ładować ziemniaki"
– Najbardziej mnie wkurza, kiedy wszyscy dziennikarze, którzy ostatnio do mnie dzwonią, pytają jak się czuję po dostaniu tych wszystkich milionów – mówi w rozmowie z "Gońcem Polskim" Łukasz. – Gdyby to ode mnie zależało, to dalej wolałbym siedzieć w fabryce i ładować ziemniaki do tego worka – kontynuuje.
Pan Łukasz nie zobaczy jednak całej sumy - wybrał bowiem wariant, by co roku, do końca życia, była mu wypłacana pewna suma pieniędzy. – To są pieniądze przeznaczone na moją opiekę – tłumaczy mężczyzna i wylicza, że fundusze w większości pójdą na pensje dla opiekunek, utrzymanie domu czy rachunki.
Źródło: goniec.com, gp24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu