Jak się okazuje, wiele kobiet jest przeciwnych wprowadzaniu parytetów płci na listach wyborczych. - To oznacza niebezpieczeństwo, że na listach pojawią się kobiety z łapanki, rzesze pań Beger, oszołomki, które (...) będą krzyczeć: ja w imieniu kobiet polskich, muszę coś zrobić dla was! - przekonywała w "Poranku TVN24" aktorka Dorota Stalińska. Jej sposób mówienia do złudzenia przypominał styl innej, skądinąd kontrowersyjnej posłanki. Zobacz, jak wypadła.
O wprowadzeniu parytetów na listach wyborczych stało się głośno podczas Kongresu Kobiet Polskich, podczas którego uczestniczki postulowały, by ugrupowania oddawały kobietom połowę miejsc na listach wyborczych do Sejmu, Parlamentu Europejskiego i samorządów.
Pomysł ten - według opublikowanego w piątek, przez "Gazetę Wyborczą" sondażu - popiera aż 61 proc. badanych.
Czy kobiety chcą do polityki?
Aktorka - a w przeszłości również radna Milanówka - Dorota Stalińska deklaruje, że jest "wrogiem podziału na politykę kobiecą i męską". Dla niej liczy się, czy coś jest dobre, czy nie, bez względu na pleć. I choć, jak przyznaje, chciałaby w Sejmie widzieć więcej kobiet, to trzeba zadać im zasadnicze pytanie: czy kobiety w ogóle chcą się do polityki włączać. - Bo parytet, czyli obowiązek to absurd - stwierdziła jednoznacznie.
- Jeśli ustanowi się parytet, to będzie niebezpieczeństwo, że na listach pojawią się kobiety z łapanki, rzesze pań Beger. To miejsce dla oszołomek, które w ten sposób chcą zrobić karierę i zaistnieć, a potem będą krzyczeć: Ja w imieniu kobiet polskich, muszę coś zrobić dla was! - mówiła aktorka, wyraźnie naśladując jedną z posłanek.
Prowadzący program Jarosław Kuźniar początkowo nie mógł zgadnąć, kogo parodiuje Stalińska. – Bardzo charakterystyczną osobę, jedyną taką panią o bardzo polskim imieniu Nelli - odpowiedziała.
"Bycie popularnym nie wystarczy"
Zdaniem Stalińskiej, jeśli ustanowi się procent kobiet na listach wyborczych, to swój udział powinny mieć też mniejszości, na przykład homoseksualne czy religijne. - Chciałabym, żeby więcej inteligentnych, mądrych kobiet znalazło się w polityce. Żeby o takich sprawach jak aborcja czy in vitro nie wypowiadali się wyłącznie mężczyźni. Ale chciałabym, żeby to były właściwe kobiety - przekonywała.
Sama przyznała, ze kilkakrotnie proponowano jej startowanie na senatora. – Ale jestem osobą niezależną po to, bym mogła walczyć w swojej fundacji. W naszym zawodzie aktorskim trzeba mieć ogromną odporność psychiczną, ale w polityce trzeba mieć ją 100 tysięcy razy większą. - uważa.
Jak dodała, ludzie chętnie sięgają po propozycje ludzi znanych z mediów - jak Jolanta Kwaśniewska. Jej zdaniem, popularność może wystarczyć do pozyskania głosów, ale do rozprawiania o sprawach wielkiej polityki - już nie.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24