W lutym w Warszawie odbędzie się zorganizowany przez Stany Zjednoczone szczyt na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie. - Amerykanie dali nam błyskotkę po to, żeby kopnąć Francję - ocenił w "Faktach po Faktach" Ludwik Dorn, były minister spraw wewnętrznych i były marszałek Sejmu. Zdaniem Barbary Labudy, działaczki opozycji w czasach PRL, potem między innymi posłanki i dyplomatki, szczyt będzie miał wyłącznie "efekt PR-owy".
Sekretarz Stanu USA Mike Pompeo poinformował w piątek, że Stany Zjednoczone zorganizują międzynarodowy szczyt poświęcony sytuacji na Bliskim Wschodzie, w tym roli, jaką pełni w regionie Iran. Spotkanie odbędzie się w Warszawie 13-14 lutego. Taką informację potwierdziło polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
"Dali nam błyskotkę po to, żeby kopnąć Francję"
Ludwik Dorn w "Faktach po Faktach" ocenił, że "Amerykanie dali nam błyskotkę". - Bo jakie jest zaangażowanie Polski na Bliskim Wschodzie? Żadne. Jakimi zasobami militarnymi, politycznymi, intelektualnymi tutaj dysponujemy? Żadnymi - powiedział. Dodał, że Amerykanie "dali nam błyskotkę po to, żeby kopnąć Francję". - Francja na tym terenie odgrywa największą rolę z państw europejskich - wyjaśniał były minister.
- Wszyscy wiedzą, że to są kolorowe szkiełka. Tyle można powiedzieć - podsumował Dorn.
"To będzie miało efekt PR-owy"
Zdaniem Barbary Labudy, decyzja o zorganizowaniu szczytu w Polsce wynika z "wygodnictwa politycznego". - Konferencja będzie za dwa czy trzy tygodnie. Jaka poważna konferencja jest w stanie w takim czasie się przygotować porządnie? Żadna - podkreśliła. Przekonywała, że Stany Zjednoczone nie mogą zorganizować takiej konferencji "w żadnym szanującym się kraju zachodniej Europy, zwłaszcza w takim, który prowadzi rzeczywiście poważną politykę i poważne interesy w krajach Bliskiego Wschodu i w krajach arabskich".
- Tam musiałoby to być porządnie przygotowane, byłyby poważne założenia strategiczne takiej konferencji. "Na pstryknięcie" mogą to zrobić tylko w kraju, który się na to zgodzi, czyli dość uległym i który nie ma żadnej własnej polityki w tym rejonie świata - wskazywała Labuda.
"Pogłębi się nieufność między Polską a na przykład Francją"
Labuda uznała, że warszawskie spotkanie "będzie miało efekt PR-owy, mówiąc zwięźle".
Zgodził się z tym Dorn. - Plus (ze strony amerykańskiej - red.) pewien brak respektu i pokazanie, że graczami w Unii Europejskiej, którzy byli stronami w porozumieniu irańskim, nie będziemy się przejmować - dodał.
Zdaniem Barbary Labudy "ta konferencja sprawi, że pogłębi się nieufność między Polską a na przykład Francją i innymi krajami mającymi interesy w tych krajach, których przedstawiciele mają do nas przyjechać".
"Obie strony szukają tutaj wyjścia"
Goście "Faktów po Faktach" komentowali też środową wizytę wicepremiera Włoch Matteo Salviniego w Warszawie.
Ludwik Dorn stwierdził, że na kwestię budowania wspólnej polsko-włoskiej siły w europarlamencie, "należy patrzeć, mając na uwadze kłopoty zarówno Ligi Północnej, partii pana Salviniego, jak i PiS-u, gdzie się pomieścić w Parlamencie Europejskim".
- Już nie będzie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, bo ich podstawą byli konserwatyści brytyjscy. Pytanie, co zrobić, żeby nie siedzieć na oślej ławce tych, którzy nie należą do żadnej frakcji wewnątrz Parlamentu Europejskiego - wskazywał. - Obie strony szukają wyjścia. To zostało obudowane w konstrukcję, przesłanie całkowicie niepoważne, czyli oś Rzym-Warszawa. Niepoważne także z racji tego, co dzieje się gdzie indziej, czyli zapowiedzi podpisania w Akwizgranie rozszerzeń do Traktatu Elizejskiego między Francją a Niemcami - dodał były marszałek. Jego zdaniem to, co zdarzy się w Akwizgranie "może się stać elementem pojawienia się hegemona w Unii Europejskiej".
Traktat Elizejski podpisali w 1963 roku Charles de Gaulle i Konrad Adenauer. Zakładał on zacieśnienie współpracy między Francją i Niemcami, między innymi poprzez regularne konsultacje szefów rządów obu krajów.
"W naszym interesie będzie być w grupie sojuszników"
Barbara Labuda zwróciła uwagę, że "takie przymiarki już były". - Zbierały się niemieckie i francuskie gabinety razem. Przygotowywano bardzo często wspólne stanowiska w wielu sprawach. Czasem to się układało lepiej, czasem gorzej. Mechanizmy są uruchomione. Teraz prawdopodobnie się to pogłębi - oceniła była ambasador RP w Luksemburgu.
Jej zdaniem, "współpraca niemiecko-francuska będzie się pogłębiała". - Będzie poszukiwanie nie tylko wspólnych pomysłów, rozwiązań, projektów, ale też mechanizmów, które pozwolą funkcjonować wspólnym instytucjom - dodała.
- Żeby nie wiem jaki był hegemon, on nie jest w stanie niczego przeprowadzić bez sojuszników we wspólnocie liczącej 27 krajów - zaznaczyła.
Stwierdziła, że "w naszym interesie będzie być w grupie tych sojuszników, którzy będą udziałowcami projektów, ale tylko wtedy, kiedy będziemy się zachowywać w sposób odpowiedzialny, będziemy wprowadzać projekty, pomysły, a nie tylko problemy".
Autor: ads/rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24