Fałszywy alarm bombowy przerwał rozprawę o naruszenie czci i wizerunku Doroty "Dody" Rabczewskiej. To "seks-bomba" - żartowali dziennikarze zgromadzeni w niewielkiej salce Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. To tu Doda miała składać zeznania jako powódka w procesie przeciw "Super Expressowi" o jej zdjęcie rzekomo bez majtek.
Na wniosek pełnomocnika powódki - mec. Macieja Lacha oraz jej samej, sąd utajnił jednak tę część procesu. - Tu będą roztrząsane kwestie intymne, dotyczące sposobu ubierania się. Rzeczą intymną jest przecież nawet przygotowywanie się przed publicznym występem - argumentował prawnik. Zaznaczył też, że nie zgadza się z tym, iż jego klientka to osoba kontrowersyjna. - To media kreują ją na taką postać. Nie dawajmy mediom pożywki - apelował adwokat.
Doda: To nie cyrk i zabawa
Sama piosenkarka oświadczyła, że "to nie jest cyrk i zabawa, tylko poważna sprawa, i że obawia się wpłynięcia przez dziennikarzy na zeznania jej świadków, którzy także w piątek mieli być przesłuchani. - Ja sama też się denerwuję. To nie są jaja - przekonywała.
Później, pytana przez dziennikarzy, jakie dobra osobiste naruszyły opublikowane zdjęcia, odparła, że "trzeba ruszyć głową, odpowiedź sama się nasunie". Na uwagę, że odpowiedź się nie nasuwa, piosenkarka zasugerowała autorowi pytania, by "wymienić sobie głowę - transplantacja".
Drzwi zamknięte
Po krótkiej przerwie sędzia Hanna Wawrzyniak przystała na wniosek strony powodowej i zarządziła rozprawę przy drzwiach zamkniętych. Na sali pozostały tylko strony. Pełnomocnik pozwanej gazety mec. Jerzy Bednarz wnosił, by sąd zgodził się na pozostanie na sali dziennikarza "Super Expressu" jako pracownika pozwanych. - Jeden dziennikarz na sali to tak jak dziesięciu. Potem i tak wszystko będzie w każdej gazecie - twierdziła Doda. Sąd uznał, że nikt poza stronami nie może być na sali.
Seks-bomba?
Jak się niebawem okazało, nie udało się nikogo przesłuchać, bo w sądzie ogłoszono alarm bombowy i wszyscy musieli opuścić budynek. "Uwaga, ewakuacja! Proszę upuścić budynek! To nie są żadne jaja!" - ogłaszał przez megafon pracownik sądu. - Seks-bomba - komentowano w kuluarach.
Sąd zapewne wyznaczy nowy termin rozprawy i prawdopodobnie kolejne wezwanie Dody znów wywoła poruszenie w kręgach sądowych.
SE: Doda nie miała bielizny
W całej sprawie chodzi o fotografię piosenkarki z zeszłorocznego rozdania nagród telewizyjnych, jakie opublikowała wtedy gazeta. Na zdjęciu prezentującym piosenkarkę w sukni z długim rozcięciem, oraz wykonanym przez redakcję zbliżeniu, widać, jak sugeruje "SE", że celebrytka nie miała bielizny.
Doda: To manipulacja
Ona sama zarzuca, że gazeta dokonała manipulacji, a majtki, które miała na sobie tego dnia, usunął komputer. Redakcja odrzuca ten zarzut, twierdząc że agencja fotograficzna, od której kupili zdjęcia, zapewniła ich, iż nie dokonywała takiej obróbki. Plotkarska prasa i portale rozpisywały się o sprawie przez długi czas. Temat powrócił obecnie i zelektryzował nawet pracowników stołecznego sądu.
Proces o ochronę dóbr osobistych przeciw "SE" toczy się już od pewnego czasu, ale na piątek Doda została wezwana do sądu w celu złożenia zeznań, pod rygorem ich pominięcia w wyroku. Nieco spóźniona, dotarła do sądu. Miała powiedzieć, jakie dobra osobiste naruszył tabloid i jakich szkód doznała w związku z tą publikacją - w pozwie domaga się przeprosin i stu tysięcy zł.
Źródło: PAP, TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. PAP/Radek Pietruszka