Rodzice, którzy nie zaszczepili córki, stanęli właśnie przed sądem. Sprawa z Inowrocławia jest głośna i o tyle wyjątkowa, że rodziców pozwał lekarz. Sanepid wprawdzie coraz częściej wnioskuje o kary finansowe dla opiekunów. Jednak jak pokazują statystyki, nie jest to zbyt skuteczna metoda. Materiał programu "Czarno na białym".
Przed sądem rodzinnym w Inowrocławiu ruszyła sprawa o ograniczenie władzy rodzicielskiej rodzicom 3,5-miesięcznej Wandy, którzy nie zgodzili się na obowiązkowe szczepienia dziecka w pierwszej dobie po porodzie.
Rodzice dziewczynki nie chcą rozmawiać z dziennikarzami, ale jak ustalił reporter TVN24 Rafał Stangreciak, podjęli taką decyzję, bo uważają, że to po szczepionkach ich pierwsze dziecko miało problemy zdrowotne.
Przed budynkiem sądu ich decyzji bronili inni rodzice ze stowarzyszenia "STOP NOP".
"Jedna z pierwszych tego typu spraw w Polsce"
To jedna z pierwszych tego typu spraw w Polsce. W 2013 roku trzy takie sprawy trafiły do sądu rodzinnego w Pile. W dwóch przypadkach sąd odmówił wszczęcia postępowania, a w jednym uznał, że nie ma podstaw do ograniczenia władzy rodzicielskiej.
Normalnie takimi sprawami po informacjach od lekarzy zajmuje się Sanepid. Teraz lekarz zaalarmował sąd z pominięciem dotychczasowej procedury, ale przed kamerą na ten temat rozmawiać nie chciał.
- Sprawa jest w sądzie. Poczekajmy, niech sąd to wszystko rozpatrzy. Ja spełniłem swój obowiązek wynikający z artykułu 242. kodeksu. Musiałem to zgłosić - mówił w rozmowie telefonicznej z reporterem TVN24 Rafałem Stangreciakiem.
Lista niezaszczepionych dzieci
Z reguły wygląda to tak, że lekarz pierwszego kontaktu raz na kwartał wysyła do Sanepidu listę niezaszczepionych dzieci. Następnie Sanepid śle do rodziców wezwania i stara się nakłonić ich do zmiany decyzji.
- Staramy się maksymalnie wyczerpać wszelkie możliwości edukacyjno-informacyjne, żeby móc przekonać rodziców o skuteczności szczepień ochronnych, o zasadności przeprowadzenia tego szczepienia - wyjaśnia Joanna Narożniak z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie.
Jednak to tylko teoria, bo bardzo często rodzice są bardzo pomysłowi, by uniknąć odpowiedzialności. - Zmieniają świadczeniodawców, czyli przepisują dziecko z przychodni do przychodni i ta karta uodpornienia wędruje z jednej przychodni do drugiej przychodni - tłumaczyła Małgorzata Kapłan z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Szczecinie.
- Rodzice nie odbierają wezwań, a niektórzy pomimo tego, że odbierają te wezwania, to i tak nie stawiają się z dzieckiem na szczepienie. Część rodziców też nie podaje aktualnego adresu zamieszkania - dodała.
Grzywna za niezaszczepienie dziecka
Sanepid może skierować sprawę do wojewody, który jest uprawniony, by w trybie administracyjnym nałożyć na rodziców grzywnę w maksymalnej wysokości 10 tysięcy złotych. Grzywna może zostać nałożona kilkakrotnie, a maksymalnie suma kar może wynieść nawet 50 tysięcy złotych. W praktyce jednak kary wynoszą od kilkuset złotych do 5 tysięcy.
- W tym roku było przynajmniej kilkaset takich grzywien nałożonych - i to się dzieje w całej Polsce - mówiła Justyna Socha ze stowarzyszenia "STOP NOP".
- Ta grzywna, którą rodzice muszą zapłacić, ma być tym przymusem, ma być tym bodźcem do tego, żeby rodzice zaszczepili swoje dziecko. Niestety, z doświadczenia widzimy, że takie działanie nie jest do końca skuteczne - wyjaśniała Joanna Narożniak.
Jak wynika ze statystyk Sanepidu, po nałożeniu kar finansowych tylko jeden procent rodziców zmienia zdanie i poddaje swoje dzieci szczepieniom.
- Rodzice odwołują się od decyzji wojewody. Albo płacą kary pieniężne i nadal nie szczepią dzieci, albo są te kary ściągane przed urzędy skarbowe - wyjaśniała Joanna Narożniak z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie. A dzieci nadal nie są szczepione. - W tym momencie następuje łamanie prawa dziecka, prawa do zdrowia, prawa do normalnego funkcjonowania - oceniła Mirosława Kątna z Zarządu Krajowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Rodzice nie mogą w oparciu o swoje przekonania szafować zdrowiem własnego dziecka - przekonywała Kątna.
- To jest życie i zdrowie dziecka i takie gdzieś tam dywagacje: "a ja sobie robię tak, a ja sobie robię inaczej" są pewnym nieporozumieniem - dodała.
"Nawet możliwości odebrania praw rodzicielskich"
Co może grozić rodzicom 3,5-miesięcznej Wandy spod Inowrocławia? - Sąd ma całą paletę możliwości do zastosowania wobec rodziców - zaznaczył mecenas Marek Koenner. - Tu znamy takie najbardziej sensacyjne i szokujące informacje dotyczące nawet możliwości odebrania praw rodzicielskich. Ale prawdę mówiąc, sąd ma również inne środki, jeszcze wiele możliwości pośrednich - tłumaczył mecenas.
- Mam nadzieję, że nikt nie ma zamiaru odbierać dzieci rodzicom - dodał z kolei doktor Paweł Grzesiowski, pediatra i zarazem specjalista w dziedzinie szczepień ochronnych.
Program edukacyjny "zmieniłby stosunek rodziców"
Mimo tych obaw, doktor Grzesiowski pochwala zachowanie lekarza spod Inowrocławia.
- Myślę, że tu jest kwestia, że rodzina otrzymuje opiekę, kuratora, który zaczyna z tą rodziną pracować w zakresie edukacji - mówił.
Jego zdaniem jeżeli rodzina odwiedziłaby szpital, gdzie leżą dzieci chore na choroby zakaźne, to w wielu przypadkach taki program edukacyjny zmieniłby stosunek rodziców do szczepień.
Problem poważny, zwłaszcza w żłobkach i przedszkolach
Jak podkreślają eksperci, niebezpieczeństwo zachorowania na choroby zakaźne dotyczy nie tylko niezaszczepionych dzieci.
- Dobro dziecka nie jest jedyną przesłanką władzy rodzicielskiej, ale również interes społeczny, dlatego trzeba pamiętać o tych wszystkich dzieciach, które są zagrożone przez taką postawę rodzica odmawiającego szczepienia - mówił mecenas Marek Koenner.
Problem robi się bardzo poważny zwłaszcza w żłobkach, czy przedszkolach.
"Walka z niewidzialnym wrogiem"
Jak mówi Justyna Małecka, dyrektor przedszkola nr 146 w Warszawie, nawet gdyby chciała, nie ma żadnych narzędzi do walki z niewidzialnym wrogiem. Zapytana, ile w jej przedszkolu może być dzieci niezaszczepionych, odpowiedziała: - Nie mam zielonego pojęcia, nie sprawdzam, nawet nie mogę szacować.
- Brak szczepienia - tego nie widać. To trzeba stwierdzić jak dziecko zachoruje. Nigdy o takie rzeczy nie pytałam też rodziców, bo tego robić mi nie wolno - podkreśliła, ale jak dodała, w "luźnych rozmowach" z rodzicami cały czas przewijają się te same - niepoparte żadnymi badania naukowymi - argumenty.
- O tym, że po szczepieniu grozi autyzm i tak dalej. To gdzieś się tam przewija wśród rozmów z rodzicami. Chyba rzeczywiście ta informacja jest dla nich istotniejsza niż fakt, że mogą chronić dziecko - mówiła dyrektor przedszkola.
- Rodzic podejmuje sam taką decyzję, bo gdzieś - mówiąc nieładnie - się naczytał, bo ma swoje jakieś przekonania, nie zawsze rozsądne i uzasadnione - skomentowała Mirosława Kątna.
- Nic nie potwierdza twierdzenia, że szczepienia szkodzą w rozumieniu społecznym, publicznym - dodał doktor Grzesiowski.
Liczba przeciwników szczepień rośnie
Mimo to, liczba przeciwników szczepień stale rośnie. Pełnomocnik rodziców spod Inowrocławia nie chciał komentować sprawy, ale przedstawił dziennikarzom linię obrony.
- Przymus szczepień jest niezgodny z Europejską Konwencją o Ochronie Praw Człowieka - podkreślił mecenas Arkadiusz Tetela.
Sąd odroczył posiedzenie do 24 sierpnia.
Autor: kb//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24