- Skończyły mi się ziemniaki, marchew, cebula. Zostały dwa opakowania makaronu i butelka oleju – mówi Zaira, mama czwórki dzieci. Wielu uczniów, nie tylko uchodźców jak rodzina Zairy, nie dojada, bo zamknięto szkoły, w których dostawały obiady.
- Dla części moich uczniów szkoła to nie tylko miejsce, gdzie czegoś się uczyli i spotykali przyjaciół, ale też mieli tu okazję zjeść pełnowartościowy posiłek. Nie ze wszystkimi mam teraz kontakt, nie wiem, jak się teraz czują, czy dobrze się odżywiają – mówi mi pedagożka z jednej z poznańskich podstawówek.
Nie wie tego też wielu innych nauczycieli i dyrektorów szkół, a także pracowników socjalnych. Tymczasem według różnych szacunków dzieci, które korzystały z finansowanych posiłków może być w całej Polsce od około 600 tysięcy do niemal miliona.
- To nie jest łatwe, bo w niektórych przypadkach nasi pracownicy dopiero ustalają numery kont rodziców takich dzieci – mówi Włodzimierz Kałek, dyrektor poznańskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. – Są też w stałym kontakcie z rodzinami, które korzystały wcześniej z naszej pomocy, pytają o to, czy dzieci nie są głodne. Pracownicy socjalni są jak dzielnicowi, znają swój teren, swoje rodziny. Ale, oczywiście, mam świadomość, że takie sprawdzanie telefoniczne rodzi ze sobą pewne ryzyko. Możemy powiedzieć, że robimy wszystko, by dzieci nie były głodne i w każdej chwili można do nas zadzwonić – dodaje.
To nie pieniądze są największym problemem
W Poznaniu, szefostwo MOPR zdecydowało, że rodzinom, które korzystały z finansowanych posiłków, zostaną wypłacone zasiłki celowe, po około 200 zł miesięcznie na dziecko. Pieniądze wypłacone zostaną teraz za okres od połowy marca, gdy zawieszono pracę szkół.
– Na pewno skorzysta z nich ponad tysiąc dzieci – mówi Kałek. I zaraz dodaje: - Ale wiem, że w wielu z tych rodzin to nie pieniądze na posiłki są największym problemem, a brak pewnej zaradności. Do tego pamiętajmy, że nie wszyscy ludzie pracują zdalnie. Staramy się pomóc tak, jak tylko pozwala na to ta trudna sytuacja.
W warszawskim magistracie usłyszeliśmy, że wszystko zależy od dzielnicy. – Dożywianie dzieci teraz nie jest proste, bo one się nie zgłaszają – zauważa Joanna Gospodarczyk, szefowa stołecznego wydziału edukacji. – Ajenci, którzy wydawali posiłki w szkołach, mają pozawieszane umowy. A teraz jeszcze przy tym obostrzeniu, że dzieci nie mogą samodzielnie się poruszać, to z takiego ewentualnego dożywiania w szkołach raczej nic nie wyjdzie – dodaje.
Dlatego Gdańsk zaczął obiady dowozić prosto do dzieci. - Asystenci rodzin gdańskiego MOPR zaraz po zawieszeniu zajęć na moją prośbę rozpoznali, jakie jest zapotrzebowanie dzieci na ciepłe posiłki – twierdzi Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska. – Dziś dowozimy je do 36 dzieci, ale jesteśmy gotowi na więcej, jeżeli pojawią się kolejne wnioski. Oprócz dzieci stale dowozimy posiłki seniorom, bezdomnym i części osób objętych kwarantanną – dodaje.
Dla porównania w Wielkiej Brytanii po zamknięciu szkół zdecydowano, że dzieci, które dostawały w nich bezpłatne posiłki, będą je otrzymywać w formie voucherów. Polskie ministerstwo rodziny rekomenduje z kolei, by władze samorządowe przy wsparciu miejskich ośrodków pomocy zamieniały szkolne posiłki na pieniądze lub produkty spożywcze.
Nawet milion dzieci
W 2017 roku procent dzieci żyjących w skrajnym ubóstwie wynosił 4,7, ale w 2018 roku, gdy nastąpił wzrost cen żywności, takich dzieci było już 6 procent.
Ile dzieci korzysta z dofinansowanych posiłków? 23 marca zapytaliśmy o to Ministerstwo Edukacji Narodowej, ale nasze pytania pozostały bez odpowiedzi.
Z badania Group for Research in Applied Economics (GRAPE) dotyczącego dostępu do pomocy z wieloletniego programu "Pomoc państwa w zakresie dożywiania" na lata 2014-2020, wynikało, że programem objętych było w 2016 roku około 700 tys. dzieci (ok. 13 proc. uczniów). Z danych ministerstwa pracy wynikało jednak, że dzieci objętych pomocą może być blisko milion.
Badacze z GRAPE przeprowadzili eksperyment w 1200 szkołach. Do ich dyrektorów wysłali list od anonimowego rodzica, który pisał o "koleżance córki z tej samej szkoły, która w czasie wizyt u nas zawsze pyta, czy może dostać coś do jedzenia". Aż 56 proc. dyrektorów nie zareagowało w ogóle na to pismo.
- Boję się, że teraz jest podobnie. A nawet gorzej: bo nikt nawet takich maili o naprawdę głodnych dzieciach nie napisze, a dyrektorzy szkół toną w masie innych problemów. Podobnie jak ośrodki pomocy społecznej – mówi pedagożka z Poznania.
Społecznicy szykują paczki
W niektórych miastach mieszkańcy próbują wesprzeć lokalne ośrodki pomocy rodzinie w zaopiekowaniu się niedożywionymi dziećmi. Patryk Wolski, społecznik pochodzący z Bydgoszczy, a na co dzień mieszkający w Warszawie, uruchomił zrzutkę internetową. Zbiera pieniądze dla dzieci z rodzin wielodzietnych, które obecnie nie dostają obiadów w szkołach.
Na Facebooku napisał: "W szkołach dzieciaki (szacowana ilość od 600-950 tys.) otrzymują jedyny ciepły posiłek w trakcie dnia. Szkoły zostały zamknięte. Wiem, zaraz napiszecie, że jest 500+, lecz te pieniądze przeznaczane są na inne wydatki (książki, leki, AGD, wakacje itp.). Ponad 60 procent osób w kraju nie ma oszczędności, więc ci najbiedniejszy nie mają teraz środków, aby kupić produkty na obiad dla całej rodziny".
Zrzutkę uruchomił 16 marca. Do dziś udało mu się zebrać ponad 25 tys. złotych na posiłki dla rodzin z Nowego Dworu w okolicach Bydgoszczy. Wolski nie robi obiadów, ale paczki, w skład których wchodzą mąka, cukier, olej, mleko, płatki kukurydziane, herbata, kawa, makaron, ryż, kasza, konserwy mięsne i rybne, posiłki gotowe w słoikach, ciastka, czekolada, jabłka. Jedna paczka to koszt ok. 150 zł.
Wybrał taką formę, bo jest szybsza i bezpieczniejsza w logistyce niż codzienne dostarczanie posiłków. W koordynowaniu akcji wsparła go fundacja One Day.
Czeczeńskie dzieci potrzebują pomocy
W Warszawie pomocy w dożywianiu potrzebują m.in. dzieci czeczeńskich uchodźczyń.
- Skończyły mi się ziemniaki, marchew, cebula. Zostały dwa opakowania makaronu i butelka oleju – mówi Zaira, mama czwórki dzieci.
Jej historię – jedną z wielu podobnych - opisano na facebookowym profilu "Dzieci z Dworca Brześć".
"Dzieci są w domach, nie korzystają ze szkolnych obiadów i posiłków w przedszkolach. Mamy straciły możliwość nawet lichego dorywczego zarobku przy zlewozmywakach lub sprzątaniu" – czytamy w poście, którego autorzy zachęcają, by dokonać wpłaty na zbiórkę zorganizowaną przez społeczność XXVII LO im. Tadeusza Czackiego (już zebrano ponad 33 tys. złotych).
- Pomagamy czeczeńskim rodzinom od kilku lat i nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy je teraz zostawić – mówi Mateuesz Mielczarek, absolwent Czackiego, który zamienił się w jednego z kurierów rozwożących jedzenie. – Najpierw zbieraliśmy jedzenie, ale teraz gdy wychodzenie z domu jest ograniczone, stawiamy głównie na wpłaty. To my kupujemy produkty żywnościowe i dostarczamy je do potrzebujących rodzin – dodaje.
Pajacyk bez przerwy
Od 22 lat w dożywianiu dzieci pomaga też program Pajacyk Polskiej Akcji Humanitarnej. Jego twórcy zauważają, że "zamknięcie szkół na skutek pandemii koronawirusa – to dla wielu dzieci koniec regularnych posiłków, a nawet odebranie jedynej szansy na spożycie ciepłego posiłku w ciągu dnia".
I właśnie z tego powodu Pajacyk nie robi sobie przerwy, a jedynie zmienia swoją formułę i też stawia na robienie paczek żywnościowych dla potrzebujących rodzin.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock