Nastolatkowie zamiast do szkoły, poszli do parku. Weszli na zamarznięty zbiornik wodny i lód zarwał się pod nimi. Mogłoby już ich nie być na świecie, gdyby nie pan Paweł. - Szukałem dużej deski. Wziąłem ją i idę tam, na boso. Widzę, że jest dziura, dookoła lód. Podbiegłem tam, kucnąłem, może klęknąłem czy może położyłem się nawet i tak tę deskę podałem - opowiada nam mężczyzna.
Dwóch siedemnastolatków i osiemnastolatek z Częstochowy poszli we wtorek na wagary do parku - tak wynika z ustaleń policji. Wchodzili tam na zamarznięte zbiorniki wodne Bałtyk i Adriatyk. Na Adriatyku zarwał się pod nimi lód. Około godziny 14 chłopcy wpadli do wody.
Policja ustaliła, że wszyscy byli nietrzeźwi. Trafili do szpitala, najstarszy wyszedł tego samego dnia do domu.
- Byli przytomni, wydolni oddechowo - powiedziała nam o siedemnastolatkach Katarzyna Jafra, lekarka oddziału dziecięcego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie. - Jeden był wyziębiony, bo długo przebywał pod wodą, ale po południu jego stan się poprawiał, a w tej chwili jest całkowicie dobry.
Ale chłopak jest nadal diagnozowany. Niewiele brakowało i mogło go już nie być wśród żywych.
Lekarka: - Mogło dojść do wychłodzenia, zachłyśnięcia wodą, zatrzymania oddechu i krążenia. Na szczęście ktoś zareagował i szybko go wyciągnięto.
"Nie oceniam ich, najważniejsze, że żyją"
- Piękna pogoda, było pusto, nagle słyszę śmiechy, patrzę: trzech młodych ludzi spaceruje, przeszli po tym molo z jednej strony na drugą. W pewnym momencie siedzę sobie i słyszę takie sapanie i tak sobie myślę: czy oni (...) powariowali, jeszcze małpy udają - relacjonował na antenie TVN 24 pan Paweł, mieszkaniec Częstochowy, który przypadkiem o godzinie 14 znalazł się w tym samym parku, co trzej wagarowicze.
- Ale spojrzałem i widać było, że gość rusza rękami i szarpie się. Pobiegłem, szukałem dużej deski, znalazłem taka 2,5-metrową deskę, wziąłem ją i idę tam, na boso. Widzę, że jest wyrwa, dziura, dookoła lód. Podbiegłem tam, kucnąłem, może klęknąłem czy może położyłem się nawet i tak tę deskę podałem - dodaje.
Jak opisuje pan Paweł, widział, jak mężczyzna w wodzie traci siły.
- Widzę, że on trzyma jakiś plecak, jest ledwo żywy, ja mówię: puść ten plecak, on go trochę podniósł, patrzę, a tam jest drugi chłopak, którego nie widziałem. On był cztery, pięć minut pod wodą. Wyciągnęliśmy ich na pomost, zaczęliśmy próby pierwszej pomocy - opisuje przebieg zdarzeń.
- Tam pojawił się jeszcze jeden chłopak, który był trochę mokry, ale w momencie jak ja doszedłem z deską, to chyba nie był w wodzie. Moje nerwy, stres, to co przeżyłem. Tego trzeciego zarejestrowałem dopiero jak oni wszyscy byli na brzegu - mówi pan Paweł.
Jak podsumował, "każdy z nas robi głupoty". - Nie oceniam ich, najważniejsze, że obaj żyją - kwituje pan Paweł.
Policja ustaliła po rozmowie z innym świadkiem zdarzenia - kobietą, że dwaj chłopcy wyszli z wody o własnych siłach. Wtedy jeden z nich rzucił się do wody po trzeciego.
Gdy na miejsce przybyli policjanci i strażacy, chłopcy byli już na brzegu. Udzielili całej trójce pomocy przedmedycznej, nie dopuszczając do dalszego wychłodzenia organizmu.
Teraz sprawdzają, jak doszło do wypadku i skąd nastolatkowie mieli alkohol.
Autor: akw,mag/adso,ec / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja