- Adam sam się przyznaje, że on po prostu uciekał z tego szczytu. Uciekał ratując własne życie. No dobrze, ale chwilę mógł poświęcić swoim partnerom - mówiła o Adamie Bieleckim w "Faktach po Faktach" polska himalaistka Anna Czerwińska. Jednak, gdy w 1985 roku wchodziła na Nanga Parbat zachowała się podobnie - nie poczekała na Wandę Rutkiewicz. - Jestem tego świadoma - przyznała.
W środę Polski Związek Alpinizmu upublicznił raport zespołu ds. zbadania okoliczności i przyczyn wypadku podczas zimowej wyprawy w Karakorum. Zwrócono w nim m.in. uwagę, że błędem było odłączenie się od grupy Artura Małka i Adama Bieleckiego, który ponadto nie poinformował wcześniej kolegów, że nie zamierza schodzić z wierzchołka z pozostałymi uczestnikami. Zdaniem zespołu (Anna Czerwińska, Bogdan Jankowski, Michał Kochańczyk, Roman Mazik i Piotr Pustelnik) Bielecki i Małek złamali zasady etyki oraz praktyki alpinistycznej, jak również regułę mówiącą o utrzymywaniu kontaktu wzrokowego z członkami wyprawy. W swoim mniemaniu działali jednak w sytuacji zagrożenia własnego życia. Autorzy raportu tego domniemania nie podzielają.
"Wyciągnęłam z tego wnioski"
Czerwińska, która krytykowała zachowanie Bieleckiego i Małka za brak pomocy swoim kolegom. Jednak ona także, gdy w 1985 roku wchodziła na Nanga Parbat była w takiej samej sytuacji, jak oni.
W "Faktach po Faktach" fragment jej wypowiedzi dotyczący tejże wyprawy przytoczył Kamil Durczok.
"Każda szła swoim tempem. Wanda (Rutkiewicz - red.) miała zresztą jakieś problemy ze zdrowiem i przez pół godziny musiała na leżąco "odpoczywać" na wysokości 8000 m. Zostałam przy niej i nawet się bałam, że stracę szczyt. Kryśka jak zwykle była najszybsza i poszła torować drogę. W końcu Wanda poczuła się lepiej i mogłam kontynuować wspinaczkę. Pozostawałam w kontakcie wzrokowym z Kryśką, która weszła pierwsza, ale na mnie nie poczekała. Twierdziła, że zawsze się grzebię. Dzieliło nas może 15 metrów. Miałam nawet o to do niej pretensję, bo była piękna pogoda, poza tym chciałam mieć w końcu jakieś wspólne zdjęcie. Wanda weszła ponad godzinę po nas. Powinnam zaczekać na nią, ale bałam się, że nie zdążę zejść przed nocą i pognałam na dół" - mówiła wtedy Czerwińska.
Pytana, czy nie zachowała się wtedy jak Bielecki i Małek przyznała, że tak. - Jestem tego świadoma - powiedziała.
Zaznaczyła jednak: - Ale z postępu czasu i z moich działań wyciągnęłam wnioski. Powinnam to zrobić, a nie tylko mówić.
"Chwilę mógł poświęcić kolegom"
- W raporcie stwierdzamy to, co Wielicki i Bielecki też powtarzają - podczas ataku szczytowego nie wszystko poszło dobrze - mówiła w "Faktach po Faktach" Anna Czerwińska. Dodała, że celem tego raportu było uczulenie na przyszłość ludzi, że "jednak może warto by było bardziej dbać o zespół".
- Ja wiem, że to są w pewnych sytuacjach rzeczy niemożliwe, ale tam akurat pogoda była dobra, relatywnie bezpieczna - tłumaczyła Czerwińska. Dodała, że tak właśnie wygląda sytuacja w Himalajach zimą. - Jak się ktoś decyduje na to, musi być świadom konsekwencji. A Adam (Bielecki - red) sam się przyznaje, że po prostu uciekał z tego szczytu. Uciekał, ratując swoje życie. No dobrze, ale chwilę mógł poświęcić swoim partnerom - oceniła Czerwińska.
"Zabrakło kogoś, kto by powiedział stop"
- Nie wiem, czy ta chwila by o czymkolwiek zadecydowała - odpowiedział jej Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy na Broad Peak. Dodał jednak, że gdyby miał mówić o przyczynach tej tragedii, to jego zdaniem część uczestników utraciła "pewną czujność". - Taką świadomą ocenę swojego stanu i swojej pozycji. Ten szczyt był blisko, wyzwanie było tak wielkie i zabrakło kogoś, kto by powiedział 'stop'. Liczyłem na to, że schodzący Adam i Artur, spotykając Maćka i Tomka, połączą się ze mną. Bo ja bym wtedy miał być może możliwość, by powiedzieć: Szczyt zdobyty. Chłopaki, wracajcie razem - mówił Wielicki na antenie TVN24.
Dodał, że nie ma nic przeciwko ocenom zawartym w raporcie, poza oceną moralną. - Uważam że jest zbyt drastyczna. Kwestia etyki, złamania pewnego kodeksu, to jest sprawa subiektywna. Ja szanuję całą komisję, ale nikt z tej komisji zimą na ośmiu tysiącach nie był - mówił Wielicki.
"Powinni powalczyć"
Zdaniem Czerwińskiej, uczestnicy wyprawy sami zdecydowali się na atak w zespole czteroosobowym. - Jeśli się zdecydowali, to powinni w jakiś sposób o ten zespół powalczyć - mówiła Czerwińska. Pytana o to, czemu kiedyś sama zostawiła swoją partnerkę podczas zdobywania szczytu, stwierdziła że "wyciągnęła z tego wnioski". Jak tłumaczyła Czerwińska, choć oczywistym jest, że Małek i Bielecki nie byli w stanie pomóc Berbece i Kowalskiemu, to mogli wesprzeć ich psychicznie. - Takie wsparcie mogłoby zwłaszcza Tomaszowi Kowalskiemu pomóc - mówiła Czerwińska. - Tu nie ma mądrych, co by było. Możemy tylko gdybać - odpowiedział Wielicki.
Autor: kde/ ola / Źródło: tvn24