1,5 godziny czekał na karetkę 21-letni pacjent ze zdiagnozowanym krwiakiem mózgu. Konieczne było przewiezienie go ze szpitala w Tychach do oddalonej o 35 km placówki w Bytomiu. Lekarze wezwali karetkę, ale z oddalonych o 70 kilometrów Tarnowskich Gór, gdyż właśnie z tamtejszą firmą szpital ma podpisany kontrakt. Choć operacja w końcu się odbyła, 21-letni Patryk jest w ciężkim stanie.
21-latek trafił do tyskiego szpitala w poniedziałek. Chwilę wcześniej na ulicy został uderzony butelką w głowę. W szpitalu wykonano tomografię, która wykazała krwiaka mózgu. Życie mężczyzny było zagrożone, liczyła się każda minuta, bo potrzebna była natychmiastowa operacja. Żeby ją zrobić trzeba było przewieźć chorego do Bytomia, bo tam mieści się najbliższy oddział neurochirurgii. Lekarze wezwali karetkę zewnętrznej firmy z Tarnowskich Gór, gdyż właśnie z nią mają podpisany kontrakt. Ambulans przyjechał, ale dopiero po 1,5 godz. oczekiwania. Choć operacja w końcu się odbyła, 21-letni Patryk jest w ciężkim stanie.
"To nieprawdopodobne"
- Karetka mówiła, że przyjedzie za 10-15 minut, że do pół godziny będzie. A jak siostra przyjechała, to mówili, że dopiero w Mikołowie są. No to kiedy oni wyjechali? Wyjechali i nie umieli dojechać? To nieprawdopodobne - mówi w rozmowie z reporterem TVN24 Irena Kaboczyk, matka pobitego mężczyzny.
"Weryfikujemy skąd ten poślizg czasowy"
Nie wiadomo dlaczego pacjent czekał na karetkę półtorej godziny. Jak zapewnił rzecznik szpitala, Krzysztof Jurga, sprawa będzie wyjaśniana. - Firma, która wykonuje dla nas transport pacjentów miedzy szpitalami robi to około 20 razy w miesiącu. Ta sytuacja, która zaistniała, to jest sytuacja wyjątkowa. Ona zdarzyła się po raz pierwszy i oczywiście weryfikujemy dlaczego tak się stało, skąd ten poślizg czasowy - mówi rzecznik Jurga.
Autor: kde//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24